Bez kategorii
komentarze 2

Podsumowanie projektu Przewodnik po Lizbonie.

Czas na podsumowanie dwóch miesięcy w Portugalii. Udało się? Porażka? 

Przed wyjazdem do Portugalii zgromadziły się nade mną czarne chmury, które spuściły na mnie finansową burzę.  Ciężko zaczynać z taką kulą u nogi. Podjąłem jednak odwagę ku próbie.

LIPIEC

Okazało się, że koleżanka Adrianny z piaskownicy mieszka w Lizbonie. Szybko dogadaliśmy się w sprawie wynajmu pokoju. 430 euro za pokój, za miesiąc. Dzielnica? Madre Deus. Do centrum 15 minut autobusem. Sąsiadem były prezydent Portugalii. Nic za darmo. Do tego centrum trzeba jeszcze dojechać. 10 euro za wyrobienie karty Lisboa Viagem. Opłata za miesięczne korzystanie z komunikacji w stolicy Portugalii (metro, autobus, tramwaje) = 36 euro. Koszty stałe oscylują zatem w okolicy 500 euro na miesiąc. Przy zakupach w markecie koszt wyżywienia to +/- 100 euro tygodniowo.

Projekt Przewodnik po Lizbonie wystartował szybko. Pierwszego dnia po przylocie otrzymałem zapytanie o możliwość pokazania stolicy Portugalii. Sezon otworzyła szalenie sympatyczna rodzinka z Wrocławia. Załapaliśmy się na ostatnią noc święta Lizbony obchodzonego ku czci świętego Antoniego.

 

W połowie lipca odwiedził mnie mój uczeń. Ciekawa to sytuacja. W grudniu, kiedy rozpoczynałem prace w obecnej szkole, pokazałem dzieciakom zdjęcia z Portugalii. Było poruszenie, ale chwilowe. Jakież było moje zdziwienie kiedy rzeczony uczeń powitał mnie po feriach gratulacjami zaręczyn. Może zobaczył w internecie, pewnie od kogoś usłyszał. Na 1 kwietnia przyszedł żart, że Adrianna jest w ciąży. Pierwszy zameldował się on: gratuluję panie Bartku! Coś tu jest nie tak, skąd gościu, 8 lat, ma takie informacje. Jakiś czas później dostaje od niego puszkę pewnego napoju gazowanego z napisem Lizbona. Myślę sobie, może gość coś tam czyta tego bloga i ogarnia temat. Koniec roku szkolnego. Przychodzi z rodzicami: panie Bartku, udało się, rodzice przekonani, widzimy się za dwa tygodnie. Gość przyjechał, zbiliśmy piątkę, zwiedzaliśmy wspólne Lizbonę i jej okolice.

Po za tymi miłymi niespodziankami lipiec nie zapisał się złotymi zgłoskami. Było ciężko. Założenie, że praca jako przewodnik będzie wystarczająca okazało się pobożnym życzeniem. Życie zweryfikowało plany i postawiło nas pod ścianą. Pod koniec lipca do Lizbony przyleciał mój brat. Byliśmy o kilka kliknięć od powrotu do Polski. Uznaliśmy jednak, że nie możemy się poddać. Aby nie żałować trzeba spróbować wszystkich możliwości. Mieliśmy najcenniejszą walutę współczesnego świata – czas. Pojawił się pomysł zostania wolontariuszem na stronie workaway. O co chodzi? Idea polega na pracy maksymalnie 5 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu. W zamian otrzymuje się zakwaterowanie, a czasami jedzenie. Ostatnie pieniądze skierowaliśmy ku wykupowi członkostwa (40 euro). Rozesłaliśmy mnóstwo ofert współpracy. Nie wiem gdzie popełniliśmy błąd, ale otrzymaliśmy tylko jedną odpowiedź. Odezwało się do nas portugalskie małżeństwo poszukujące pomocy przy pracach remontowych i ogrodniczych. Jako, że nie mieliśmy z czego wybierać, a była to jedyna możliwość na pozostanie w Portugalii, to podjęliśmy współpracę. Zanim to nastąpiło Adrianna przełamała swoje psychiczne bariery i zadebiutowała grą na skrzypach, na ulicy. Nie wiedzieliśmy, że okaże się to szalenie dobrym źródłem dochodu. Brat popełnił kilka zdjęć, ja też. Pierwsze trzy są jego autorstwa, trzy pozostałe to moje próby.

Historia lubi rozważania co by było gdyby, nie jest to jednak cel historii. W życiu podobnie, możemy snuć hipotezy co by było gdybym zrobił inaczej etc., nie jest to jednak cel życia, nie możemy w ten sposób podejmować tematu naszej egzystencji. Różne przyjmujemy postawy wobec tego co przynosi nam życie, wynika to z naszego kręgosłupa moralnego, sumienia, paradygmatu postępowania czy wiary. Porzućmy filozofię i stwierdźmy, że nie byliśmy w stanie przewidzieć jak rozwinie się sytuacja. Czy bylibyśmy w stanie utrzymać się z pieniędzy za chwile muzycznej przyjemności? Teraz wiemy, że tak, pod koniec lipca nie mieliśmy o tym pojęcia.

Sierpień

Wkroczyliśmy w ten miesiąc z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony radość, iż udało się wspólnym wysiłkiem pozostać w Portugalii, z drugiej jednak obawa czy będziemy mieć na jedzenie, na kawę, na pastel de nata, jaka będzie praca, której wykonania się podjęliśmy. Rozwiązanie, na które się zdecydowaliśmy przeniosło nas z Lizbony do pobliskiego Estoril – enklawy bogactwa, miejsca, gdzie wielu Portugalczycy chciałoby mieszkać. Dostaliśmy prywatny pokój w ogromnym domu oddalonym o 100 metrów od oceanu. Nasi współlokatorzy: para z Francji, dwóch Australijczyków, dwóch Brazylijczyków, Portugalczyk i Irlandka. Widok z okna?

Praca była wymagająca. Najtrudniej było mi zaakceptować rolę „szefa”. Od trzech lat nikt nie mówił mi co mam robić. Nagle pojawia się twarda Portugalka i wydaje polecenia. Podejmę próbę opisania tego doświadczenia w osobnym tekście.

Praca w Estoril związała nam delikatnie ręce w kontekście wizyt w Lizbonie. Nie trwało to jednak długo. Zarobiliśmy na bilety miesięczne (uwaga! 75 euro na miesiąc, pociąg + metro, dla jednej osoby). O poranku wykonywaliśmy prace dla rodzinki, po popołudniu dla naszego portfela.

Projekt Przewodnik po Lizbonie zaczął się rozwijać. Pojawiały się kolejne propozycje współpracy. Z jedną z grup udało nam się spotkać Annę Marię Jopek. Z inną dostąpiliśmy zaszczytu otwarcia dla nas knajpki i otrzymania 9 piw w formie prezentu. Jeszcze inna doświadczyła fado w jednej z alfamskich restauracji. Wszystkie były u Sandry.

Powyższa ekipa to dwie rodzinki z Wrocławia. Wyobraźcie sobie, że jeżdżą wspólnie na wakacje od 10 lat. Niskie ukłony. Da się?

Przed Państwem największa ekipa jaką dane mi było poprowadzić. Poznań:

Zarobiliśmy w sierpniu mnóstwo pieniędzy. Cóż z tego kiedy wszystkie zasiliły fundusz na rzecz walki z finansową burzą. W lipcu zaczęliśmy się zanurzać, szybko się okazało, że ciągnie nas do dna, dotarliśmy tam. Odbiliśmy się i popędziliśmy po powietrze, teraz już czas na wiatr w żagle, ku bijatyce z życiem.

Podsumowanie:

Uwielbiam życie. Ukłony składam za jego nieprzewidywalność. W tym tkwi największe piękno. Projekt Przewodnik po Lizbonie okazał się cenną lekcją. Nie miał to być projekt biznesowy, który zapewni mi domek na portugalskim wybrzeżu. Założenie było proste: przygoda z nadzieją na zarobienia wystarczającej ilości mamony do przeżycia. Po lipcowej rozgrzewce w sierpniu udało się ten cel osiągnąć. Polacy na wakacjach okazali się sympatycznymi ludźmi, wykazywali zainteresowanie poznaniem Lizbony, zazwyczaj szybko łapali pomysł nieśpiesznego spaceru. Niech da Wam do myślenia czas takich spacerów – rekordem było 9 godzin, standardem 7 godzin. Jestem już w Polsce. Dzisiaj zakończył się  najdłuższy w moim życiu okres bez deszczu – 67 dni. Wyszedłem rano po ciastko w krótkich spodenkach i koszulce, a tu 17 stopni i płacz niebios.

Projekt znajdzie kontynuację. Widzę możliwości jego rozwoju, czuje, że nastąpi to szybko. Tymczasem powietrze pachnie ostatnimi dniami wakacji. Lecę zatem do szkół podpisywać umowy. Nie chce się znowu obudzić w czerwcu bez wypłaty w wakacje.

 

  • Kasia

    Powodzenia. Kiedyś się chyba spotkamy w Lizbonie. 😉

    • Bartłomiej

      Na pewno będzie to miłe spotkanie 😉