Felieton
komentarzy 7

Porozmawiajmy o turystyce.

Mouraria, street art, Lizbona, Portugalia

Co się stało z nami, turystami? Dlaczego pojawiają się grupy, które występują przeciwko nam? O co im chodzi? Co poszło nie tak?

Źli turyści.

Largo do Carmo. Powabny plac. O jego urodzie stanowi soczysty, zielony parasol, który zapewniają rozłożyste drzewa. Ich kwitnienie to festiwal kolorów. Trzech. Fioletowej dominanty płatków drzew, ich zieleni i surowego, szarego kamienia. O plac opiera się jedna z najstarszych budowli Lizbony, a właściwie jej pozostałości: Convento do Carmo. Ruch turystyczny w tym miejscu jest szalenie intensywny. Rozpoczyna się punktualnie o 11 rano. Sygnałem jest otwarcie kiosku z kawą, który bardzo lubi pieniądze turystów. Oni zdają się spełniać jego oczekiwana i szybko zapełniają kilka stolików. Po szybkiej, drogiej kawie turysta ustawia się w kolejce, aby zwiedzić pozostałości kościoła albo rusza w kierunku brukowanego przesmyku przytulonego do surowych ruin. Tutaj spotyka mnie. Siedzę na schodach i robię o nim notatki. Mierzy mnie wzrokiem, tworzy szybki opis: (niepotrzebne skreślić) niepoprawny intelektualista, bezdomny, słabej próby artysta, buntownik z wyboru rodziców.  Idzie dalej. Jego wzrok pędzi ku niej. Adriannie. Stoi naprzeciwko mnie i gra na skrzypcach muzykę, która ma w nim obudzić głęboko skrywane emocje, uśmiech, zatrzymać go na sekundę. Mierzy ją szybko. Ocenia: biedni rodzice, zbiera na wakacje, bezdomna, nie udało jej się w szkole, ładna, trochę szkoda, że gra na ulicy. Jeśli nie wpadł na żadne z powyższych to jego dłoń ląduje w kieszeni. Wyjmuje telefon, stuk w czerwony przycisk, zaczyna nagrywanie, stuk w czerwony przycisk i nagrywanie zakończone. Dla legitymacji tej czynności sięga do drugiej kieszeni i wyciąga monetę. Płaci za kradzież osobowości skrzypaczki, jej historii i emocji. Dokonał zakupu chwili przyjemności. Podjął się symplifikacji. Dokładnie tak jak ja w tej chwili wrzucając wszystkich turystów do jednego worka z napisem: zły. Taki miał być ten tekst – pocisk po turystach. Usiadłem nad notatkami i uświadomiłem sobie, że jestem jednych z nich. Jestem turystą.

Pułapka

Wydaje się, że zero jedynkowe myślenie prowadzi nas do manichejskiego podziału na dobrych i złych. Czy chcemy takiego podziału? Czy jest on potrzebny?

Słowo turysta nabrało w ciągu ostatnich lat pejoratywnego znaczenia. Kojarzymy go z Januszem i Grażyną z Polski, którzy ruszają na podbój świata. Tymczasem definicja turystyki brzmi: Turystyka obejmuje ogół czynności osób, które podróżują i przebywają w celach wypoczynkowych, służbowych lub innych nie dłużej niż rok bez przerwy poza swoim codziennym otoczeniem (wikipedia).

Praktyczny podróżnik? Lubimy się nazywać podróżnikami, odkrywcami, jedziemy na ekspedycje, wyprawę, przygodę. Tymczasem jesteśmy turystami, którzy jadą na wycieczkę. Przyłapałem się na tym, że oprowadzając grupy po Lizbonie nie nazywałem ich turystami, mówiłem, że zwiedzam z Polakami. Hipokryta. Dość już o definicjach. Słowo turysta i turystka jest pojemne i nie powinno mieć negatywnego wydźwięku. Cóż za paradoks wytworzyliśmy my, turyści. Szukamy miejsc nieturystycznych, chcemy zobaczyć miejsca ukryte przed turystami, niedostępne turystom. Podążając takim paradygmatem sami tego typu miejsca turystycznymi tworzymy. Kurtyna!

Masowa turystyka.

Jeśli do słowa turystyka, które jak ustaliliśmy samo w sobie ma wątpliwą renomę, dodamy przymiotnik masowa to stworzymy szalenie negatywne wyrażenie. Czym jest masowa turystyka? Skąd się wzięła? Skupmy się na Europie. W mojej ocenie wynika przede wszystkim z poprawy warunków bytowych. Kiedy zostają zaspokojone podstawowe potrzeby pojawia się chęć wypoczynku. Żyjemy w czasach pokoju. W Europie nie prowadzimy wojen, sytuacja jest stabilna, otrzymaliśmy swobodę przemieszczania się. Korzystamy z niej. Zagubieni w pracy i pędzącej rzeczywistości potrzebujemy wypocząć, zmienić codzienne otoczenie. Co raz częściej wybieramy ku temu wyjazdy zagraniczne. Popularną formą wypoczynku są wakacje all inclusive: mam wakacje, co będę gotował, co będę się męczył, będę odpoczywał. Tego typu postawa wpisuje się charakterystykę turystki masowej. Zorganizowane wyjazdy do nadmorskich, sezonowych kurortów. Potrzeba wygody i komfortu. Aby takim wymaganiom sprostać na nogi stawia się armię ludzi. Wykształcają się turystyczne enklawy odcięte od rzeczywistości. Lotnisko – transfer hotel – 14 dni – transfer lotnisko. Czy jestem przeciwnikiem? Nie. Na tym polega demokracja, a co za tym idzie swoboda wyboru. Często tego typu turysta, zamknięty w bezpiecznym basenie i leżaku z parasolką, jest elementem pożądanym. Jest pod kontrolą, zapłacił za hotel, 10 dni i wyjeżdża. Rośnie jednak w siłę armia ludzi, którzy chcą organizować wakacje samodzielnie. Spotykamy kolejny paradoks: wyrywamy się z  dyktatu biur podróży, chcemy coś poznać, doświadczyć, ale wpadamy w objęcia tych, którzy chcą na tym zarobić. Przykładna rodzina 2 + 2 wyrusza na wakacje do Portugalii. Co się dzieje?

Zakwaterowanie, czyli ognisko zapalne.

Prawdziwego spustoszenia w tym sektorze dokonują portale internetowe specjalizujące się w krótkoterminowym najmie mieszkań. Prym wiedzie airbnb. Start – up z San Francisco miał być pomysłem na wynajem mieszkań pod nieobecność ich właścicieli, którzy przebywają na wakacjach. Któż pamięta o tej szczytnej idei? Airbnb to ogromny biznes. Platforma została stworzona w ten sposób, aby w każdej chwili jej autorzy mogli uciąć wszelką krytykę: nie odpowiadamy za przebieg współpracy właściciel mieszkania – najemca, my stworzyliśmy narzędzie, które pozwoli im się spotkać w jednym miejscu i ewentualną współpracę rozpocząć. Turysta jest zadowolony, bo w atrakcyjnej cenie może wynająć całe mieszkanie, a nie pokój hotelowy. Właściciel jest zadowolony, bo za krótki najem otrzymuje dobre pieniądze. W czym problem? Pojawia się w momencie kiedy mieszkanie chce wynająć mieszkaniec danego miasta, nie turysta. Dla niego tego typu stawki są zaporowe, nieosiągalne. Para poszukuje mieszkania w cenie 600 euro za miesiąc. Jak ma je znaleźć skoro właścicielowi bardziej opłaca się wynajem na tydzień za podobną cenę. Kolejny zarzut wiąże się z podatkami. Większość właścicieli nie odprowadza podatku od prowadzonego wynajmu. Co więcej, niewielu uiszcza opłaty aklimatyzacyjne za turystów, które normalnie pobierane są w hotelach czy hostelach. Co raz częściej władze miast wypowiadają walkę takim praktykom. W Lizbonie miejscem szczególnym jest Alfama,  wiejski azyl miejskiego zgiełku. Zaczyna się rozłożony na lata exodus jej mieszkańców. Ceny mieszkań sztucznie poszybowały w górę. Część mieszkańców zostanie, ale wielu uzna, że to już nie ich miejsce, to świątynia pieniądza.

To właśnie tutaj należy szukać śladów kształtowania się „ruchu oburzonych”. Rodzinka 2+2 w mroźną, lutową niedzielę przystąpiła do planowania. Znajoma powiedziała o „takiej fajnej stronce”, airbnb czy jakoś tak. Rzeczywiście fajna, no zobacz jakie mieszkanka, nawet apartamenty. Wpisz tam, że dla rodziny, z widokiem, z klimatyzacją, z dwoma sypialniami i najniższa cena. No zobacz, to jest super, dawaj, rezerwuj to.

Alfama traci mieszkańców, przyciąga inwestorów. Po drugim spacerze po tej dzielnicy będziecie w stanie rozpoznać gdzie mieszka Portugalczyk, a gdzie turysta. Fasady powabnych domków nie mogą ulegać zmianie, wydaje się, że dba o to odpowiednik naszego konserwatora zabytków. Jeżeli domek przejął inwestor to ma tylko 3 sposoby na poprawę jego wizerunku: malowanie, wstawienie plastikowych okien i montaż domofonu z kamerą. Spaceruje i pokazuje turystom, gdzie pół roku temu miałem sesję narzeczeńską. Obok widzę radykalny remont, nie ma starych mieszkańców, jest ekipa budowlana i wszystkie elementy przejęcia kamienicy. Być może już za chwilę w jej progach znajdzie schronienie kolejna turystyczna rodzina.

Czy to złe? Jaka jest Twoja propozycja? Nie wiem, zwyczajnie nie wiem. Dlaczego mam wiedzieć skoro tęgie głowy europejskich stolic wciąż nie znalazły skutecznego sposobu walki z tego typu działaniami. Poruszam problem, ponieważ widzę, że istnieje.

JEDZENIE:

W tej kwestii moje sumienie spowija śnieżna biel. Omijam świątynie globalizacji na rzecz lokalnych restauracji, kawiarni, ciastkarni. Nie jestem w stanie przyjąć argumentów:  bo w MCD wiem co jem i nic mi po tym nie będzie. Jedzenie jest kolejnym elementem, który powinniśmy wykorzystać do poznania nowych smaków.

PAMIĄTKI:

Kupując masowe dziadostwo wspieramy dziadostwo. Dlaczego w większości sklepów z upominkami jest to samo? Ludzie wykreowali to zaopatrzenie. Znajdźmy lokalny produkt, rękodzieło, coś specyficznego dla danego regionu. W Lizbonie doskonałym miejscem dla zakupu prezentu dla bliskich jest targ złodziei, Feira de Ladra.

JĘZYK:

Nikt nie wymaga znajomości języka urzędowego kraju, do którego się wybieramy. Sprawdźmy jednak jak mówimy dziękuje i dzień dobry. Wprowadzi to dużo ciepło w nasze relacje i ułatwi nawiązanie znajomości.

SZACUNEK:

Przechodziliśmy w Lizbonie przez ulicę hinduskich restauracji. Zauważyłem, że w jednej z nich panowie jedzą rękoma. Pytam mojego ucznia czy to kulturalne. Oczywiście, że nie. Powinni jeść nożem i widelcem. A może my powinniśmy jeść rękoma?

Nie oceniajmy innych kultur. Postarajmy się je poznać, zrozumieć, doświadczyć. Truizm: nic co ludzkie nie jest mi obce.

SPOTKANIE:

Wielu podejmuje trudy podróży tylko po to. Doświadczenie spotkania z drugim człowiekiem w podróży jest wyjątkowe. Tabula rasa. Nie wiemy o sobie nic. Nagle stajemy się otwarci, mówimy więcej niż własnej rodzinie. Zazwyczaj szczodrze rozdzielamy zaufanie.

ŚWIADOMOŚĆ:

To element, który w masowej turystyce spotyka się rzadko. Turystom zamkniętym w hotelowych enklawach brakuje świadomości o tym co dzieje się dookoła. Podejmijmy trud poznania. Podróż może być powodowana tylko i wyłącznie potrzebą odpoczynku, warto jednak pamiętać, że to wyjątkowa okazja, aby poznać innych ludzi, kulturę, język, smaki, emocje, doświadczyć czegoś nowego. Nie chce mówić ludziom co mają robić, to ich wybór. Mogę jedynie polecić wykorzystanie szansy jaką stwarza podróż.

Ruch oburzonych

To robocza nazwa grupy, która rośnie w siłę w Lizbonie, a w innych europejskich stolicach jest już szalenie mocna. Dość powiedzieć o Barcelonie czy Wenecji. W stolicy Portugalii niezadowolenie wyrażane jest przede wszystkim na murach.

Nawiązanie do Feira da Ladra, Targu Złodziei. Złodzieje tak, turyści nie. Plastyczne

Turysto, przynosisz brzydkie widoki ale dobre zarobki. 

Hasło radykalne. Tu była Lizbona 

Bezpośredni atak pod adresem airbnb, stop airbnb, wynajem lokalny, dajcie nam tu żyć! 

Wersja krótsza i łatwiejsza. 

Podsumowanie: 

Pozostaje mi przepisać to co pisałem w tekście o Lizbonie 2017:

Nie zatrzymamy zmian i tendencji w światowej turystyce. Nawet Portugalia ugnina się pod dyktatem pieniądza. Nie zmienimy świata. Cóż więc nam pozostaje jak nie zmiana siebie? Podróżujmy, doświadczajmy. Nade wszystko jednak szanujmy. Poznajmy historie miejsca, do którego zmierzamy. Korzystajmy z lokalnych usług. Dowiedzmy się jakim słowem podziękować etc. Truizmy co? Czytasz i zastanawiasz się co ten gość znowu mi tłucze do głowy. Przyjmij poprawkę, że gość uczy w szkole i tłucze różne rzeczy do różnych głów. Uśmiechnij się, przecież skoro czytasz ten tekst to już wykonałeś kolejny krok ku poznaniu pięknego miejsca.

Znajomi jadą na urlop? Przekaż im te proste zasady, przekaż wujaszkowi i sąsiadowi. Pozostała nam edukacja. W niej nadzieja.

 

 

  • ja myślę, że ta bańska związana z krotkoterminowym najmem wreszcie pęknie. kto z nas będzie chciał przyjeżdżać do miejsca, gdzie są same mieszkania dla turystów, a nie ma nawet śladu po mieszkancach. pęknie, a potem będzie rosnąć znowu 😉 albo faktycznie airbnb zostanie skutecznie zablokowane przez lokalne wladze.

    • Bartłomiej

      Albo pęknie albo zostanie zaakceptowana. Podobny model jak z Uberem. Można na niego narzekać, można korzystać i oszczędzać pieniądze. Korzystam z airbnb, sprawdzam jednak za każdym razem czy użytkownik ma tylko jedno mieszkanie na wynajem czy więcej. Jakie kroki podjęto w kierunku ubera? Czy nasz „radykalny” rząd jest w stanie skutecznie walczyć z platformą, która dostarcza możliwości połączenia kierowcy i potencjalnego klienta, a nie odpowiada za wykonanie usługi?

    • Magdalena Starzycka

      Magdalena Starzycka: Jesienią przyjechałam do Lizbony po dwudziestu kilku latach nieobecności.Wylądowaliśmy nocą.Zamieszkalismy w Alfamie.Rano wyglądam oknem: o zobaczę Portugalczyków! I tak: jeden zamiata ulicę na górze placyku, drugi na dole.Potem przebiega tłum turystów:słyszę francuski,niemiecki, ale brak portugalskiego. Alfama nie ta,którą pamiętam żywą, hałasów pełną… Alfama umarła. Dwadzieścia kilka lat to dużo, ale dla nas Polaków tyle tu znaków historii polskiego uchodzctwa z okresu II wojny światowej,dla mnie jakby jeszcze żywych;dla młodszych już nieobecnych. W 2009 r wydałam powieść „Spijajac filiżankami słońce”dostępną teraz już tylko w wersji internetowej.Odwołuje się do lat przeszłych tam i tu w Polsce.Zbyt dużo refleksji do ujawnienia w tym szczuplym miejscu.

      • Bartłomiej

        Bardzo dziękuje za te słowa. Chętnie zagłębie się w lekturę pani książki.

  • Myślę, że dopełniamy się naszymi tekstami na ten temat. Jest to przy tym temat kosmicznie ciekawy, bo zmiany społeczne które obserwujemy, będą wymagać akcji. Władze miast będą musiały coś zdecydować. Tak jak decydował chociażby Berlin. Widzisz, zawsze to dziwnie brzmiało, gdy w towarzystwie podekscytowanych airbnb ludzi, mówiłem, że ja kocham hotele. Hotel bowiem to miejsce dla turystów, a dom to miejsce dla zycia, dla historii, dla ludzi. Możemy gościć w domu u Portugalczyka, ale dlaczego mamy go zaraz mu zabierać? Brzmimy trochę jak lewaccy ideolodzy i zaraz nam ktoś powie, że przecież to wolny rynek, ale wolny rynek, taki jaki jest, już mnie nie przekonuje. Społeczne myślenie owszem. Dobry tekst i skłaniający do przemyśleń!

    • Bartłomiej

      Najgorsze w tym wszystkim wydaje się to, że nie mamy na te zmiany żadnego wpływu. Ewentualnie negatywny. Pozostaje nam o nich pisać i być ich świadomym.

  • Pingback: Sintra. Instrukcja obsługi, czyli co warto wiedzieć przed podróżą?()