Europa, Portugalia
komentarze 2

Historia pewnego buta.

Opowiem Wam krótką, zabawną historię. Nie znalazła jeszcze zakończenia. Dlaczego?

30 września wybieramy się na ślub naszego dobrego kolegi. Nie zwykliśmy tego robić, więc nie mamy sprzętu ku temu. Chodził on więc za nami przez cały pobyt w Portugalii. W ostatni tydzień badania się zintensyfikowały. Wchodzimy razu pewnego do sieciówki, która w Polsce uchodzi za klasę premium. Szybki przegląd i do wyjścia. Wtedy dostrzegam jego, granatowy garnitur. Taki chce. Spodnie 30 euro, marynarka 60. Błyskawiczna decyzja. Kupować. Tym sposobem zostałem szczęśliwym posiadaczem garnitury za około 400 zł. Po co o tym? Czymże jest garnitur bez zgrabnego obuwia. Poszukiwania wkroczyły zatem w drugą fazę. Dostojeństwem kuszą witryny Chiado i Baixy. Szybko sprowadzają jednak na ziemie cenami.

Sapataria.

Nieśpiesznym krokiem przemierzamy Alfamę (rozkoszną dzielnicę Lizbony). Który to już raz ślizgamy się po bruku Rua dos Remedios (ulicy uzdrowicieli)? Ile razy mijaliśmy tę witrynę. Zwyczajna, prosta. Wejdźmy. Spójrz, przeminęło – śpiewa Anna Maria Jopek, która pija kawę w lokalu obok. Spójrz, przeminęło, nie ma już takich miejsc. Wita Cię szalenie ciepła postać. Vasco Duarte dos Santos. 75 lat na karku, 65 spędzonych w tym miejscu. Rua dos Remedios 175, Alfama, 1100-447, Lisboa. Najpierw pomagał ojcu, później ojciec jemu. Nie wiem co pozwoliło zawiązać znajomość. Może moja śmiała próba igraszek z językiem portugalskim. Uwierzcie, że przymierzyłem jedną parę butów. Kupiłem. Po kolei jednak. Nieśmiałe kroki spotkały się z podstawowymi pytaniami. Czy turyści? Ja? Turysta? O nie! Proszę pana, przecież ja tu mieszkam, ja mówię po portugalsku, dlaczego od razu ląduje w tym samym worku co Ci co się wykluwają ze skorup olbrzymich wycieczkowców? To głos mojego zbuntowanego rozsądku. Po chwili. Tak, jesteśmy turystami, z Polski. Nie poddam się jednak bez walki. Byłem tutaj studentem … Może ta moja potyczka sprawiła, że rozpocząłem długą rozmowę. Zostawiłem 20 euro zaliczki i zapewnienie, że wrócę w poniedziałek.

But.

W weekend przyleciał znajomy. Zgodnie z moją prośbą przywiózł ze sobą dwie butelki wódki. Z jedną z nich pognałem w poniedziałek do Vasco. Przywitał mnie jak starego znajomego. Tudo bem? Wszystko w porządku? Myślę sobie, że skoro buty wybrane, wszystko przygotowane to pokaże znajomemu jak się tu buty przymierza. Vasco poważnieje i przystępuje pracy. Wysuwa stołek z pochylnią i przykazuje zasiąść na sklejonej taśmą sofie. Mimo, że mam krótkie spodenki to czuję dostojeństwo tego obuwia. Zaczynamy ożywioną dyskusję. Po chwili Vasco pędzi na zaplecze, wraca z książką. Po drugim spotkaniu ufa mi na tyle, że od razu proponuję wypożyczenie, wrócisz przecież, wrócisz i mi oddasz. Niebawem zaczynam pracę nad tłumaczeniem tej księgi. Traktuje o historii Alfamy. Pociągający temat. Wódka dla Vasco, książka dla mnie. Buty do papierowej torby, wizytówka Vasco i czułe pożegnania. Drobiazgowe pakowanie nowego nabytku do walizki i niechętny powrót do Polski. Wpadam do mieszkania, a w nim znajomy, który czuwał przez ostatnie dni nad dobytkiem. Dobywam zatem butów i śpieszę chwalić się. Znajomy podnosi, kręci, obraca, patrzy na mnie – dlaczego jeden but jest rozmiaru 43, a drugi 44?

 

 

  • widocznie vasco zna Ciebie lepiej niż Ty sam. prawie każdy ma jedną stopę mniejszą 😉 zasadnicze pytanie: da się chodzić z butach czy sie nie da? jeden jest za mały czy jeden jest za duży?

    zostaje jeszcze ewentualność, że vasco w ten sposob Cie zaprasza do lizbony. albo czeka na zaproszenie do wrocławia!

    • Bartłomiej

      Zwykła pomyłka. W butach da się chodzić, mają subtelną różnicę w kolorze. Wysyłam dzisiaj jednego buta do Portugalii ponieważ szkoda mi Vasco, który nie będzie w stanie sprzedać drugiej pary. Mamy 20 dni na załatwienie sprawy 😉