Azja, Kambodża
Leave a comment

Życie na wodzie, czyli pływająca wioska w Kambodży.

Spotkałem się z różnymi opiniami na temat pływających wiosek w Azji Południowo – Wschodniej. Skomercjalizowane, pod turystów, wydmuszka, nie warto. Jakie są moje doświadczenia? 

Doskonale odmienne. Wizytę w wiosce nad jeziorem Tonle Sap uważam, za jedno z najciekawszych doświadczeń z podróży do Kambodży. Nie spotkaliśmy turystów. Mieszkańcy wioski byli całkowicie pochłonięci codziennymi obowiązkami, nie zwracali na nas uwagi. Czy to ta autentyczność, której tak bardzo szukamy?

Tonle Sap

Największe jezioro półwyspu indochińskiego. Wielkość zależy od pory roku. Powierzchnia waha się od ok. 2,5 tys. w porze suchej do ok. 15 tys. km² w porze deszczowej. W czasie pory deszczowej rzeka Tônlé Sab zmienia kierunek swego biegu i zaczyna płynąć wstecz wtłaczając piętrzące się wody z Mekongu. Wówczas poziom wody jeziora gwałtownie się podnosi. Wpływają do niego duże ilości ryb z Mekongu. W związku z tym jezioro jest jednym z najbardziej zasobnych w ryby słodkowodne akwenów na świecie. Roczne połowy wynoszą 170–210 tys. ton

Wokół jeziora mieszka około 3 mln ludzi. Dla 90 % z nich Tonle Sap stanowi zródło utrzymania. Życie determinuje dynamika zmian w jeziorze. Niektórzy migrują na tereny wyżej położone, inni  budują swoje domy na 10 metrowych palach, są też tacy, którzy decydują się zamieszkać bezpośrednio na jeziorze.

Najczęściej opisuje się wioski na jeziorze. Na mnie nie zrobiły one wrażenia. Wręcz przeciwnie. Jedna z pływających „farm”, które odwiedziliśmy trudniła się „hodowlą” krokodyli, czyt. wyłapywaniem ich z jeziora i trzymaniem w zamknięciu. Po co? Dla turystów rzecz jasna. Okazuje się, że przemysł turystyczny niesamowicie dywersyfikuje wykorzystanie gadów. Można na nie tylko popatrzeć, można sobie zrobić zdjęcie, można zakupić kurczaka żeby je nakarmić. To dopiero początek. Na jeziorze funkcjonuje dobrze zaopatrzony sklep z galanterią ze skóry krokodyli. Co można kupić? Buty, torebki, paski . Obok dwa wypchane krokodyle. Wszystko na sprzedaż. Ze strefy handlowej niedaleko do punktu gastronomicznego, gdzie serwuje się krokodyle rzecz jasna – zupa, stek, kotlet. Oprócz krokodyli można zjeść żółwia (50 $) albo żaby trzymane w zamkniętym wiaderku. Dlaczego ktoś to stworzył? Tego oczekują turyści – egzotyki!

Zachwyciła mnie natomiast postawiona na palach wioska Kampong Phluk.

Kampong Phluk.

Jak się tam dostać? Z miasta/ bazy turystycznej Siem Reap wystarczy wynająć kierowcę tuk-tuka.

Wizytę Kampong Phluk złożyłem w porze suchej, a więc w momencie kiedy nie jest ona pływającą wioską. Miasteczko unosi się nad ziemią na kilkumetrowych palach. Słupy elektryczne dają wyobrażenie o tym gdzie sięga woda w porze deszczowej. Życie toczy się leniwym torem. Ktoś ceruje sieci rybackie, kobiety przygotowują obiad, panowie krzątają się przy prowizorycznym namiocie, w którym ma się odbyć wesele, dzieciaki biegają beztrosko. Proza życia.

Kampong PhlukKampong PhlukKampong Phluk

Nie widzę turystów. Na pewno tu docierają. Chyba mam szczęście, wszyscy jeszcze biegają po Angkor. Poruszam się nie zauważony. Nikt nic nie chce mi wcisnąć. Wchodzę między budynki. Podbiegają dzieciaki. One dollar! one dollar! Tak bardzo nie wiedzą co to znaczy i po co mają tak mówić, ale krzyczą: one dollar, wydaje się, że to dla nich forma zabawy, ktoś mi powiedział (rodzice?), powtarzają, krzyczą, zamiast hello – one dollar. Pokazuje, że chce chciałbym zrobić zdjęcie, kiwają głowami, pokazuje co wyszło.

Kampong Phluk

Kampong Phluk

Dawno się tak nie czułem. Ujęła mnie wolność tych dzieciaków, ich beztroska i uśmiechy. To było autentyczne.

Spacerując po wiosce ciężko wyobrazić sobie, że niebawem to wszystko będzie pod wodą. Skutery zostaną odstawione do znajomych. Będzie trzeba uprzątnąć łódź, którą zacumowano kilka miesięcy temu. Wielu nie pamięta gdzie jest ich łódź. Co z tego, przecież wszyscy się tu znamy!

ŁódźKampong Phluk

Życie na wodzie

Coś uspakajającego jest w takim miejscach. Widzisz tych wszystkich ludzi, którzy w spokoju i z godnością podejmują trud codziennego życia. Nie śpieszą się, nie biegną za pozornym materialnym szczęściem.

Czy to turystyka slumsowa? Nie wiem. Staram się nie oceniać, nikomu nie robić krzywdy, prosić o pozwolenie na zdjęcie, nie kraść tożsamości i emocji.

Kampong PhlukKampong PhlukKampong PhlukKampong Phluk

Wpływ turystyki widać przed szkołą. Panie w średnim wieku zaczepiają turystów i oferują przybory szkolne dla dzieci z pobliskiej szkoły. Zachęcają do odwiedzin szkoły. Nauczyciele i dzieci wiedzą co robić. Czekam aż zacznie się lekcja. Szkoła stoi na kilkumetrowych, betonowych palach. Kiedy nie ma wody pod szkołą funkcjonuje naturalny plac zabaw – trochę piachu, śmieci, kamienie.

Klasy liczne. Około 40 dzieciaków w jednej klasie. Przydział wydaje się odpowiadać rocznikowi. Nie wszyscy są w stanie się skupić, jak to w szkole. Pomieszczenia szkolne schludne – jest tablica, ławki, podstawowe pomoce dydaktyczne. Nauczyciele młodzi. Wyglądają jeszcze na ambitnych i gotowych do poświęceń. Jak długo?

Kampong Phluk

Kampong Phluk

Życie na wodzie musi być ciekawe. Dla kogo? Dla tych, którzy żyją na lądzie. Dla mieszkańców Kampong Phluk życie w zgodzie z rozporządzeniami natury jest powszechne. Nie ma wody to jeździmy skuterem i zachodzimy do sąsiadki. Rzeka wylewa, podlewa nasz dom, uniemożliwia komunikację? Sprzątamy łódkę i płyniemy do sklepu albo odstawić dziecko do szkoły. Rutyna.

Ustalmy jeszcze raz – Kampong Phluk jest jedną z wielu pływających wiosek w okolicy ogromnego jeziora Tonle Sap. Życie na wodzie się opłaca, bo ona nas żywi, stanowi zródło bogactwa. Czy słusznie miejsce życia dla wielu ludzi stało się obiektem atrakcji turystycznej dla jeszcze większej liczby turystów? Nie wiem. Myślę sobie, że jest to dla nas coś innego, coś ciekawego, coś co możemy zobaczyć, poznać. Nie traktujmy tych ludzi jednak jak ZOO albo skansen. Przyjdźmy z uśmiechem i chęcią poznania ich świata.

Kompung Phluk

Kompung PhlukKompung Phluk