Często odmalowujemy obraz danego miejsca na długo przed tym jak je odwiedzimy. Otwieramy muzeum wyobraźni i dobywamy z niego przesadną ilość ciepłych skojarzeń na temat celu naszej podróży. Tak było z Toskanią.
Przestrzeń pociechy
Toskania. Zgrabne to słowo. Otoczyłem je ciepłem. Liczne fotografie zbudowały idylliczny obraz. Czy spotkanie przyniosło rozczarowanie? Nie.
Toskania zmaterializowała poezję, którą karmię się w zimowe wieczory. Jest delikatna, powabna, pastelowa, czuła. Długo cieszy oczy. Wymaga zatrzymania się. Zwolnienia.
Pierwsze spotkanie z Toskanią nastąpiło nagle. Zatrzymałem auto na poboczu. Ujęła mnie barwa ziemi. Rdzawo – cynamonowa. Mimo zimowej pory wydawała się gotowa do dawania życia. Powinna być zmarznięta, wypłowiała, sucha. Tymczasem była soczysta, wyrazista.
W okolicy Montepulciano wynajęliśmy dom. Z parkanem, z kominkiem, z dwoma kozami i kotem. Każdego poranka wsiadaliśmy w auto i ruszaliśmy w drogę. Objeżdżaliśmy małe miasteczka pozbawione życia. Moje ferie pokryły się z włoskimi. Czułem się wyróżniony tą wolnością, spokojem, ciszą. Najpierw mury obronne, zazwyczaj w doskonałym stanie, później labirynt wąskich uliczek i plac główny z kościołem w najbliższej okolicy. Każde miasteczko prezentowało się nam w podobnym schemacie. Nie znaczy to bynajmniej, że wkradała się w to nuda i rutyna. Długo mógłbym cieszyć się podróżowaniem z domu na farmie do rozrzuconych po zielonych wzgórzach miasteczek. Największą pociechę znajdowałbym jednak w tym co pomiędzy, w polach, wzgórzach, gajach oliwnych i winoroślach.
Za każdym razem kiedy patrzę na fotografie tych pofalowanych wzgórz ma nieodparte wrażenie, że zatrudniono tu gromadkę dzieci, które dbają aby każdego dnia przejechać wzgórza swoimi grabkami z piaskownicy. To musi być dobra zabawa. A przy tym szalenie odpowiedzialna.
Pejzaż
Na długo przede mną Toskanią zachwycali się malarze, podróżnicy, turyści, Anglicy, filmowcy, a ostatnio fotografowie. Zachwycam się i ja. W pocztówkowych obrazach Toskania złoci się, błyszczy soczystą zielenią, prowadzi oczy po powabnych wzgórzach. Słońce wydaje się być dobrym przyjacielem tej włoskiej krainy. Podczas naszego kilkudniowego pobytu doświadczyliśmy kilku odsłon Toskanii. Była ta popularna, ciepła, pastelowa, przyjemna. Dane nam było poznać też zimową odsłonę tj. bez słońca. Zręcznie opis takiej sytuacji skreślił mój literacki przewodnik po Toskanii, Marek Zagańczyk:
W wielkich kałużach, zastępujących kamienną posadzkę, odbijało się niebo z jego ołowianą szarością […] Miałem wrażenie jakbym patrzył na romantyczny pejzaż, gdzie natura zdaje się świecić tryumf nad dziełem człowieka.
W takie dni Toskania przestaje być krainą słońca, dominują ciemne zielenie i głębokie brązy napęczniałej wodą zaoranej ziemi. Niebo traci pocztówkowy błękit, kolory Północy wdzierają się, przejmując domenę Południa.
Pod pachą z subtelnym przewodnikiem przemierzaliśmy kolejne kilometry szukając pociechy dla oka i migawki aparatu. W ostatni dzień Adrianna zauważyła: zobacz jaka tu jest przestrzeń.
Nieśpiesznie
Nieśpiesznie należy poznawać Toskanię. Tu nie ma must see, best place to take selfie etc. To kraina gdzie reguły ustala natura, nie człowiek. A więc, tak popularne teraz, slow travel. Wygodny samochód, przyjemna muzyka, eleganckie buty, szykowny płaszcz. Przejażdżka wymagającymi drogami, spokojna kawa na główny placu miasteczka wystającego na jednym ze wzgórz, pejzaże. Będę wracał. Toskanio, to dopiero początek naszej znajomości.
Nieskromnie liczę, że i Wy wrócicie wkrótce po więcej. Potraktujcie ten wpis, jako prolog do serii o Toskanii. W takim razie do następnego. Grazie, alivederci!