Gruzja
comment 1

Sanktuarium wina, czyli o gruzińskim sporcie narodowym.

Zdenerwowany wynikiem wyborów, amerykański demokrata postanawia wylać swoją złość w najbliższym Walmarcie. Staję przed półką z nabiałem. Co to k**** za ser? Serio? Z kozy? W przypływie szaleństwa pakuje do koszyka. Wraca do domu, zapomina. Wieczorem sięga po piwo, widzi ser. Podnosi go ostrożnie, ogląda. Czyta etykietkę i nie może się nadziwić: Made in Poland. Co to k**** jest? Holand? Nie, no Poland. Ty Rebeka, wiesz co to Poland? No wiem, to tam gdzie wódkę piją cały czas.

Kiedy ostatni raz piłeś wódkę? Zapytaj Gruzina kiedy ostatni raz pił wino?

Stereotyp?

Ty, stary, byłem ostatnio w Gruzji. Jak tam piją! 

Ile razy usłyszeliście takie zdanie? Stereotyp? Casus Gruzji pokazuje, że czasami stereotypy mają zastosowanie. Zmęczony życiem barczysty Gruzin, który do śniadania pije wino? To nie stereotyp, to powszechny obrazek. Nie oznacza to, że Gruzja to kraj alkoholików. Bynajmniej. Gruzja to ojczyzna ludzi, którzy alkohol szanują, produkują go od tysiącleci i wiedzą jak go pić. Gruzja to sanktuarium wina.

Piliśmy wino w kantorze.  

Dotarliśmy do Gruzji promem. Dobiliśmy do brzegu i rozpoczęliśmy przygodę. Pierwsza rzecz o jaką należy zadbać? Pieniądze! A konkretnie wymiana ich na lokalną walutę. Szukamy zatem kantoru. Targowisko. Mydło i powidło. Wszystko.

targowisko w Gruzji

Śpiący sprzedawca na gruzińskim targu

Przy bramie wejściowej dwa dystrybutory oranżado-kompoto-lemoniady. Czerwony i pomarańczowy. Schłodziwszy nimi spalone sierpniowym słońcem czoło możesz kupić używaną ładowarkę do iPhona, starego alcatela albo wymienić pieniądze. Podaje 100 dolarów i wystawiam na pierwszą próbę rosyjski. Szorstki Gruzin wydaje lari i nieśmiało, skrycie, acz uprzejmie zadaje magiczne pytanie, na którego istnienie nikt nas nie przygotował: a chocisz wino? Sekundowy przeskok neuronów i wiadomość zwrotna: można! dawaj brat, zachodzicie! Zachodzę, a właściwie obchodzę budkę strażnika lari. Otwierają się drzwi lodówki, pojawia się butelka po fancie, a w niej schłodzony trunek w kolorze kompotu z suszek na wigilie.

Yyyy … tam moja dziewuszka jeszcze …. Dawaj dziewuszka! Trzy osoby.

Yyyy … tam jeszcze adin kolega, italiano … Dawaj Italiano! Cztery osoby.

Yyyy … i tam jeszcze adin kolega, Niemiec ... Dawaj.Problem nie ma. Pięć osób.

Pięć osób i wino. Litr wina. 5 minut, pusta fanta, rumiane oblicza. Martin i Luce proponują zdobycie pożywienia. Zostawiamy dziewuszkę, Adriannę, co by za dobytkiem patrzyła, i ruszamy  w zakamarki targu. Dzielni samce alfa udają się na polowanie, dziewuszka pilnuje dobytku. Gruzja to jednak. Po 20 minutach wracamy i zastajemy pijaną Adriannę. Jak to się stało? Jak można się upić w pół godziny w Gruzji? Ano można. Kiedy odeszliśmy pan Gruzin wręczył koledze sprite i coca-cole. Po chwili sprite zamienił się w czacze, a coca-cola w koniak. Matematyk ze mnie kiepski, ale nad takimi równaniami się pochylam. Sierpniowy skwar + zgrabna cudzoziemka, którą trzeba godnie powitać + wrodzona gruzińska gościnność + brak oponentów + dostęp do zestawu powitalnego = pijana Adrianna z podstawowymi zwrotami gruzińskiego.

Miny mieliśmy subtelnie wesołe. Adrianna, czerwona, jak burak zawstydzony promocją na siebie w osiedlowym markecie, przywitała nas guys, I,m drank.

Kantor w Gruzji

Gruzin

Cud przemienienia. Woda. Czacza.

Tbilisi. Siedzimy w knajpie. Zbiegiem okoliczności przy stole 9 osób. Jemy, pijemy, gaworzymy w różnych językach. Nie wiedzieć czemu zamówiliśmy 5 wód mineralnych. Żeby popijać aromat starej szmaty nazywanej tutaj (czyt. w tej knajpie) szumnie winem? Może. Powoli butelki się opróżniały. Nagle ktoś się zakrztusił. Czacza. Przemienienie wody w czacze. Pani Mama Żona Gruzinka chciała być uprzejma dla męża i kupiła promil czaczy co by miał do wieczornej fajki.  Chciała być uprzejma dla męża i włożyła czaczę, kupioną zapewne naprzeciwko, przelaną do butelki po wodzie, do lodówki, gdzie knajpa trzyma butelki z  …. wodą rzecz jasna. Tym sposobem zamawiają wodę otrzymaliśmy pół litra czaczy. Co to czacza? Gruziński bimber o woltażu <45, pochodna wina, nic się nie marnuje.

Policyjne likarstwo.

Z tejże knajpy kroki miały nas ponieść na jedno ze wzgórz przytulonych do Tbilisi. Uniosły tylko na drugą stronę ulicy. Niepozorny napis home wine and czacza, który miał zachęcać zbłąkanych turystów, okazał się bramą do alkoholowego raju. Dzwonek do drzwi zezłościł Gruzinkę, która musiała wstać od serialu aby sprawdzić kogo i po co niesie. My wina chcieli popróbować… Zniknęła, pojawił się on, stróż prawa, właściciel raju. Magiczne zaklęcie: wina chcieli popróbować? Zachodzicie, dawaj! Otwierają się wrota, które prowadzą nas w podziemia. Schron atomowy, garaż, zwykła piwnica? Raj. Etatowy policjant pędzi wino tradycyjną metodą qvevri w centrum Tbilisi. Co to oznacza? Tonowe beczki wrzucone w podłogę. Najpierw wino. Spokojnie. Czacza. Niektórzy, w tym Adrianna, poczuli. Ostatnie w kolejce jest likarstwo. Dumny policjant unosi czarkę w górę i niczym na przeistoczeniu, to je likarstwo. Brakowało tylko sakramentalnego bierzcie i pijcie z tego wszyscy. I tak wzięliśmy i piliśmy.

Wino tuli do snu.

Wino to nie problem. Wino to styl życia. Przyszło Wam kiedyś do głowy, żeby zapytać w warzywniaku: czy ma Pani wino? W Gruzji to normalne pytanie. W odpowiedzi otrzymujemy uśmiech i głuchy dźwięk otwieranej lodówki. Zaklęcie: ile Wam potrzeba? chocisz popróbować? Próbujesz, pytasz skolka stoi? 3 lari? 4 zł z groszami za litr domowego bimbru serwowanego w butelce po coca-coli. Sami sobie odpowiedzcie.

Wino jest powitaniem i pożegnaniem, błogosławieństwem i przekleństwem, bogactwem i biedą, szczęściem i nieszczęściem, życiem. Wszędzie piliśmy wino. Jak odmówić przy toaście za przodków, za znajomość, za przyjaźń, za życie, za Boga! O gruzińskich toastach napisano wiele. Prawda czy turystyczny kicz? Prawda. Toasty to instytucja. Ogień albo pustka w oczach, zaduma, łzy, radość, złość, dotykanie spraw egzystencjalnych – paleta emocji, którą tamada, zarządca instytucji toastu, odmalowuje barwną opowieść. Toasty się powtarzają, emocje pozostają. Wino tuli Gruzję do snu.

Do zobaczenia przy następnej historii. Chcesz poczytać o wyjątkowym spotkaniu z Gruzinem? Proszę. 

  • zdissuje sama siebie, ale musimy być naprawdę antypatycznymi osobami, skoro takie sytuacje nam sie nie trafily w gruzji. no kupowaliśmy wino z butelek po fancie. no piliśmy je też w knajpie. zawsze we dwójkę. na oczy nie widzialam uczty a gruzinskie toasty znam tylko z książek 🙁