Felieton
komentarze 2

Rozmowa o masowej turystyce.

Pragnę pochylić się nad zagadnieniem masowej turystyki na podstawie doświadczeń z Kuby i Madagaskaru. 

Wydaje się, że wszelkie rozmowy na temat turystyki powinniśmy zaczynać od definicji. Internetowa encyklopedia „wikipedia” tak charakteryzuje turystykę: 

Turystyka obejmuje ogół czynności osób, które podróżują i przebywają w celach wypoczynkowych, służbowych lub innych nie dłużej niż rok bez przerwy poza swoim codziennym otoczeniem. 

Kuba to kraj, gdzie masowa turystyka osiągnęła szalenie wysoki poziom –  zmonopolizowała gospodarkę, zmarginalizowała społeczeństwo kubańskie, przyznała władzę turystom. Tymczasem Madagaskar to wyspa, do której dopiero dociera turystyka i wszystko co z nią związane. Z jednej strony zatem turystyczna monokultura gospodarcza, z drugiej niewiadoma przyszłość kraju, który dopiero zaprasza turystów. 

Schemat wypoczynku na Kubie.

Airbus A330 zabiera na pokład około 400 pasażerów. Od 15 do 40 osób z tej grupy decyduje się na wycieczki objazdowe. Znakomita większość wprost z lotniska zostaje przetransportowana do hotelu, w którym spędzi 14 dni w modelu all – inclusive.

Zajmuje się garstką turystów, którzy, naiwnie w to wierzę, chcą poznać kubańską rzeczywistość.

Na Kubie funkcjonują trzy olbrzymie strefy masowej turystyki w modelu all inclusive: półwysep Varadero oraz wyspy – Cayo Santa Maria i Cayo Coco.

Turystyka na Kubie rozpoczęła się na początku XX wieku, kiedy prohibicja zmusiła Amerykanów do poszukiwań miejsc do picia, zabawy, uciech wszelakich. To wtedy sławę zyskał karaibski styl życia: muzyka, alkohol, cygara, prostytucja, hazard. Nieznośną lekkość bytu przerwała rewolucja Fidela Castro w 1959 roku. El Comandante przypomniał sobie o turystyce dopiero 30 lat pozniej. Upadek ZSRR oznaczał koniec subsydiowania gospodarki kubańskiej. Konieczna była „nowa polityka ekonomiczna”. Fidel zdecydował się na rozwój turystyki. Postawię w tym miejscu śmiałą tezę – wydaje się, że przejście od monokultury trzciny cukrowej i subsydiów bloku komunistycznego do monokultury turystycznej utrzymało reżim Castro u władzy.

W 1994 roku do użytku oddano 27 km groblę łączącą Kubę z wyspą Cayo Coco. Propaganda komunistyczna okrzyknęła to wydarzenie mianem „cudu inżynierii”. Dostępu do Cayo Coco strzegą bramki wjazdowe. Policja i wojska kontrolują pojazdy zmierzające do „turystycznego raju”. Kubańczycy nie mają wstępu na Cayo Coco. Doba hotelowa zaczyna się od 200 euro. Jeśli Kubańczyk jest uprzywilejowany i pracuje w turystyce to otrzymuje od państwa dodatek wysokości 10 euro miesięcznie.

Na Cayo Coco znajduje się wszystko czego potrzebuje turysta modelu all inclusive. Jest lotnisko, są kompleksy hotelowe i luksusowe kurorty. Każdy z nich ma własną plaże i dostęp do oceanu. Na terenie hoteli znajdują się baseny, siłownie, korty tenisowe, bary plażowe, restauracje, dyskoteki, kręgielnie, salony masażu etc. Dodatkowo na wyspie zlokalizowano delfinarium. Nie ma natomiast żadnego domu prywatnego. Nikt nie zamieszkuje Cayo Coco. Turyści rządzą.

Wszystkie hotele na Kubie należą do rządu. Udziały zagranicznych korporacji nie mogą przekraczać 50 %. Za turystykę odpowiedzialna jest armia. Taki układ sprawia, że nikt nie widzi interesu w zmianie ustroju. Ogromne korzyści jakie armia czerpie z turystyki są odpowiednią motywacją do utrzymania statusu quo.

Marginalizacja ekonomiczna

Peso convertible, wymienialne wprowadzano na Kubie z dwóch powodów: turystka oraz konieczność prostego rozliczania dolarów płynących od emigracji kubańskiej w USA. Dwuwalutowość na Kubie zmarginalizowała społeczeństwo kubańskie. Turyści posługują się twardą walutą – CUC. Kubańczyk wypłatę otrzymuje w peso cubano – CUP. Relacja CUC do CUP to 1 – 24. O co w tym wszystkim chodzi? Za peso kubańskie można kupić podstawowe artykuły spożywcze. Kubańczyk od 1962 r. korzysta ze „wsparcia” państwa w formie kartek żywnościowych, libretta. Produkty importowane, elektronika, odzież etc. są dostępne za CUC. Jak to wygląda w rzeczywistości?

CUP

CUC

Do czego prowadzi taka sytuacja? Między innymi do radykalnego odpływu elit. Profesor hawańskiego uniwersytetu woli sprzedawać magnesy turystom za CUC niż wykładać swoją dziedzinę za wypłatę w CUP. Surrealistyczna sytuacja. Podczas mojej ostatniej podróży na Kubę przewodnik lokalny był prawnikiem z biegłą znajomością trzech języków, a kierowca ukończył inżynierie konstrukcji cywilnych, żona lekarka.

Zakazana langusta

Langusta to danie zarezerwowane dla turystów. Kubańczyk może zarzucić wędkę i liczyć na rybę. Czasami w supermarkecie pojawiają się mrożone krewetki, czasami kogoś na nie stać.

Turysta długo zastanawia się co zjeść na kolację: wołowina, wieprzowina, drób, ryba, krewetki, danie z woka, spaghetti z wybranymi przez siebie składnikami, może langusta? Kubańczyk je ryż z fasolą, czasami uda się kupić mrożonego kurczaka z Brazylii.

W jednej z restauracji na trasie naszej wycieczki mieliśmy możliwość spróbowania langust. Przewodnik z kierowcą również mogli wybrać langustę. Zamówili krewetki. Okazało się, że zamówiono za dużo langust i została jedna. Zaproponowałem żeby podzielili ją między siebie. Od razu stwierdzili, że langusta będzie dla mnie. Zapewniłem ich, że zjadłem swoją porcję i nie potrzebuje więcej. Rozejrzeli się po obsłudze, spojrzeli na turystów siedzących kilka metrów dalej i po cichu rozdzielili zakazany owoc morza.

Komunizm vs masowa turystka.

Przy ocenie sytuacji na Kubie należy zachować dużą ostrożność. Trzeba oddzielić to co jest pokłosiem długoletniego komunizmu i to co wynika wprost z masowej turystyki. Dwuwalutowość wydaje się być bezdyskusyjnym przykładem wpływu turystyki na sytuację na Kubie. Inna kwestia to jedzenie. Frykasy sprowadzane dla turystów nijak się mają to nędznej diety Kubańczyków.

Na konferencji naukowej, w której ostatnio uczestniczyłem zapytano mnie co z resztkami po posiłkach dla turystów w kurortach turystycznych. Napisałem do kubańskich przewodników. Oto odpowiedzi:

Przewodniczka. 32 lata.

 – What about the food which left after dinner at the hotel? Employees can take it to home? (Co z jedzeniem, które zostaje po kolacji w hotelu? Czy pracownicy mogą je zabrać do domu? )

– No.

13 godzin poźniej otrzymuje kolejną wiadomość:

They trhoug it away.No one understand why.Of course,there is always some hotels more flexible than others and always some one bring some home (Odpadki wyrzuca się, nikt nie rozumie dlaczego, istnieją hotele, które są bardziej elastyczne i pozwalają niektórym zabierać trochę jedzenia do domu) 

Przewodnik, 35 lat.

Yes, maybe, it’s not allowed but they sometimes do it (tak, może, nie jest to dozwolone, ale niektórzy to robią) 

Co z tego wynika? Tak jak w każdej innej sprawie trzeba kombinować, trzeba luchar. Niektórym uda się coś wynieść, inni nawet o tym nie myślą bo mają nad sobą upolitycznionego szefa. Nawet jeżeli pracownicy hoteli nie wynoszą produktów przeznaczonych dla turystów to widzą je, widzą przepych, „bogactwo”. Wiedzą jednak, że dzięki turystom mają pracę. Oni wyjadą, a oni muszą pracować. Błędne koło. Korzyści z rozwoju turystyki vs konsekwencje.

Madagaskar – papierek lakmusowy dla masowej turystyki.

Zarówno Kubańczycy, jak i Malgasze szalenie rzadko opuszczają swoje wyspy. Przewodnicy z Kuby i Madagaskaru, z którymi współpracowałem, nigdy nie byli zagranicą. Mieszkańcy czwartej największej wyspy świata są odizolowani podobnie jak Kubańczycy.  Na Kubie trzeba pokonać zakręty komunistycznego reżimu i zgromadzić odpowiedni kapitał, na Madagaskarze wyjazd z kraju wiążę się z ogromną biurokracją i ciężarem finansowym, którego niewielu może unieść. Być może izolacja obu wysp sprawia, że dostrzega się w turystyce szansę na rozwój.

Madagaskar w teorii jest demokracją. W praktyce jest państwem postkolonialnym, gdzie władza oznacza duże pieniądze i wpływy. Lokalni politycy posuwają się często do działań dalekich od demokracji. Czy wejście turystyki nie będzie zatem kolejnym elementem rozgrywki politycznej i odprowadzania z niej zysków do wąskiej garstki rządzących?

Na Madagaskarze nie ma parasola ochronnego w postaci partii komunistycznej, która zarządza, że 51 % udziałów w hotelach ma być państwowe. Przewiduje, że w niedalekiej przyszłości Madagaskarem zainteresują się międzynarodowe korporacje, które podzielą między siebie biznes turystyczny. W innych gałęziach gospodarki ten proces już się odbył. Miał on charakter neokolonialny. Była metropolia – Francja – zmonopolizowała rynek telekomunikacyjny (ORANGE), telewizyjny (CANAL+) oraz petrochemiczny (TOTAL).

Masowa turystyka na Madagaskarze dopiero się zaczyna. Prym wiedzie jedno z polskich biur podróży, które w czerwcu 2018 roku podjęło współpracę z malgaskim kontrahentem na wyspie NOSY BE. Dlaczego tam? Wyłącznie tam funkcjonuje infrastruktura turystyczna. Podobnie jak Varadero czy Cayo Coco Nosy Be (wielka wyspa) jest turystyczną wydmuszką, która posiada wszystko czego oczekuje turysta.

Charakter polskiej turystyki na Madagaskarze jest identyczny jak na Kubie. Boeing 767 ląduje na wyspie Nosy Be. 385 osób kieruje się bezpośrednio do  hoteli, a zaledwie 15 – 20 osób wybiera się w podróż na właściwą wyspę Madagaskar.

Turyści all inclusive spędzają 14 dni pod palmą. Ich obecność generuje zysk dla właścicieli hoteli, którymi są zazwyczaj obcokrajowcy. Lokalna ludność może liczyć, że część z nich wybierze się z ciekawości na lokalny targ i kupi od nich laski wanilii. Na Cayo Coco znajduje się delfinarium, na Nosy Be znajduje się Lemuria Park – miejsce, gdzie można zrobić sobie selfie z lemurem. Nie trzeba opuszczać bezpiecznego raju turystycznego, żeby zobaczyć to co z Madagaskarem kojarzy nam się najbardziej. Interesujący zbieg okoliczności – w obu przypadkach atrakcją turystyczną staje się wykorzystywanie zwierząt. Dlaczego tak się dzieje? Zazwyczaj najprostsze odpowiedzi są najłatwiejsze: jest popyt, jest podaż. Turyści chcą mieć zdjęcie z egzotycznym zwierzakiem, chcą pokazać, że byli na dalekich wakacjach.

Wpływ turystyki na ludność Madagaskaru.

Kilka tygodni po otwarciu nowego kierunku w internecie pojawił się film   pewnej pani vlogerki o tytule bitwa o cukierki. W pewnym momencie nagrania kobieta podchodzi do swojego męża/partnera i rzuca w obiektyw: idziemy rozdawać cukierki, teraz będzie akcja! Dzieci się zbiegają i następuje rozdawanie. Cukierki szybko się kończą. Pani podnosi rękę do góry i wydziela lizaki. Co w tym złego? Pomaganie jest szalenie trudne. Trzeba wiedzieć jak pomagać. Dawanie słodyczy zaspokaja nasze ego i sprawia, że czujemy się lepiej – pomogliśmy na ile umieliśmy. W wielu  krajach afrykańskich nie istnieje instytucja dentysty. No, ale co za problem sprawić dziecku radość. Skala mikro to cukierek, który dajesz, skala makra to natomiast kilku turystów dziennie dających dziecku cukierki + 10 lat = problemy ze zdrowiem + brak chęci do nauki, bo po co się uczyć jak mi dają = dorosły, zepsuty przez turystów człowiek, który nie będzie pracował, bo całe życie „biali” mu coś dawali. Po więcej odsyłam do tekstu o odpowiedzialnym podróżowaniu. 

Ogromna odpowiedzialność spoczywa na Polakach podróżujących na Madagaskar. Podczas moich podróży na Madagaskar nie spotkałem się z inną narodowością, która na taką skalę podróżuje po czerwonej wyspie. Są Włosi i Francuzi, najczęściej seksturyści, ale podróżują w dwie, trzy osoby. Polskie biuro podróży zmonopolizowało turystykę na Madagaskarze.

Nie spotkamy się jeszcze z sytuacją jak w Kambodży, gdzie dzieci zamiast hello, how are You? krzyczą one dollar, ale takim zachowaniem jak zaprezentowała pani vlogerka szybko nauczymy dzieci, że biały = skarbonka. Rozdawanie to nie pomaganie. Nie psujmy dzieci. Potrzebna jest edukacja z dwóch stron. Długie godziny spędziłem rozprawiając o tym z lokalnym przewodnikiem. W wolnych chwilach zajmuje się on edukacją dzieciaków. Pokazuje im piękną florę i faunę Madagaskaru po to, aby byli w stanie oprzeć się propozycją handlarzy zwierzętami, którzy będą ich w przyszłości zachęcać do np wyłapywania kameleonów na potrzebny czarnego rynku w Azji. Ponadto podejmuje temat właściwych postaw wobec zagranicznych turystów. To działania w skali mikro. Brakuje kompleksowego programu. Na wakacjach jesteśmy ambasadorami nie tylko naszego kraju, ale całego kręgu kulturowego. Warto mieć świadomość, że swoją obecnością możemy wiele zmienić. Kiedy damy dziecku cukierek to uczymy, że biały daje cukierki, dziecko będzie oczekiwać od kolejnego turysty kolejnego upominku.

Madagaskar

Trzy myśli ku konkluzji

Artykuł 7 globalnego kodeksu etyki w turystyce stanowi: Ludzie na całym świecie mają jednakowe prawo do bezpośredniego i osobistego odkrywania i cieszenia się z bogactw naszej planety. Coraz szersze uczestnictwa w turystyce krajowej i zagranicznej należy postrzegać jako jeden z najlepszych sposobów wykorzystywania czasu wolnego, toteż nie należy stawiać przeszkód na drodze tego uczestnictwa. 

Podróżowanie to nie misja pomocowa. Warto jednak zapamiętać sobie słowa Dalajlamy: jeśli nie możesz pomóc, postaraj się nie zaszkodzić.

Nie chodzi o to żeby demonizować podróżowanie i odradzać go komukolwiek. Podróżujmy z głową. Bądźmy przyzwoitymi turystami, warto być przyzwoitym.

 

  • Ewelina Fiołek

    Trafiłam na bloga przypadkiem wczoraj. Przeczytałam już dwa felietony i trochę poszperałam po stronie. Muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem. Nigdy nie trafiłam na tak ciekawy, rzeczowy i cudownie napisany blog. Wszystkiego dobrego, pięknie piszesz !

    • Bartłomiej

      Szalenie mi miło. Warto było to wszystko napisać dla takiego komentarza. Mam nadzieje, że zostaniesz na dłużej. Dzisiaj nowy tekst ❤️