Zapominamy o magicznej sile fotografii: uśmiechu. Może pojawić się u nas, ale i na twarzy przypadkowej osoby. Opowiem Wam historie pewnych portretów.
W 2016 roku we Lwowie rozpoczynaliśmy naszą dwumiesięczną przygodę. Znajomy Adrianny polecił nam wizytę na targu przy dworcu. Intrygują mnie takie miejsca. Warzywa prosto z pola, jabłka z przydomowej jabłonki, kurczaki sprzedawane z reklamówki, potężny dział mięsny, głośne przekupki, intensywne zapachy = prawdziwy rynek i soczewka odbijająca polaryzację ukraińskiego społeczeństwa.
Popełniłem kilka portretów. Wymieniłem uśmiechy i łamane zdania. Wróciłem i spróbowałem odnaleźć bohaterów moich zdjęć. Wypatrzyłem dwie twarze. Oto one:
ON.
Przygnieciony życiem. Jego oczy przeciwnie. Pełne życia, chciałyby jeszcze. Tymczasem tkwią w pomarszczonej twarzy. Emerytura nie pozwala na wytchnienie. Nie wiem jak się nazywa. Trudni się handlem samogonami. Zastałem go w tym samym miejscu z tym samym asortymentem. Podarowałem mu zdjęcie. Przyjął podarek i rozpromienił się na kilka sekund. Może zauważył jak bardzo się postarzał i pochylił.
ONA.
Wiek zasłania mocnymi pociągnięciami wokół oczu. Ma w sobie młodzieńczą niewinność. Zawstydza ją pozowanie. Pod skórą czuje jednak satysfakcję, ktoś się nią zainteresował. Kiedy wręczam jej fotografie eksploduje uśmiechem, szczerą radością. Po kilku sekundach zdjęcie szturmuje koleżanka ze stoiska obok. Paląca zazdrość. Pyta mnie za ile robię takie zdjęcia.
Na zdjęciu z 2016 roku sportretowana przeze mnie kobieta trudniła się sprzedażą owoców. W 2017 roku zmieniła branże. Stoisko się nie zmieniło, zmienił się natomiast asortyment. Fartuch w grochy zamieniła na zgrabny płaszcz, odmierzanie wagi owoców na zachwalanie różnych rodzajów herbaty.
Na prośbę o zdjęcie ze zdjęciem reaguje błyskawicznie. Wyciąga kolorowy sprzęt i zaczyna stroić piórka. Widzę, że wiele znaczy dla niej ta chwila dostrzeżenia.
Zmiany.
Z kilku wykonanych portretów ten ma dla mnie wartość szczególną. Dobrotliwa twarz schowana między surowym mięsem. Biała koszula, czysty fartuch, bijący spokój. Dwukrotnie obszedłem halę z mięsem. Adrianna potwierdziła miejsce. Nie ma jej. Przez chwile pomyślałem, że mój portret był ostatnim. Wyciągam zdjęciem i pytam czy znaju babiczkę? Znamy, znamy, babiczka ma operację. Zostawiam fotografię z nadzieją, że dotrze i wykrzywi usta w słodki uśmiech.
Zdziwione panie pytają ile mają zapłacić. Nic. Uśmiech jest bezcenny.
Niebawem kolejne historie ze Lwowa. Tymczasem zapraszam do tekstu o równoległych rzeczywistościach Ukrainy.
http://praktycznypodroznik.pl/ukraina-rownolegle-rzeczywistosci/