Felieton
komentarzy 5

Wyklęte/ niezłomne wczasy all inclusive.

etyka w podróży

Czy stereotypowe demonizowanie all inclusive jest już passe? Jak wygląda wypoczynek kiedy wszystko jest wliczone w cenę pobytu? 

Do tematu podchodzę szalenie subiektywnie. Tym razem nie ma miejsca na wyważone tezy. Wstukuje te słowa do komputera będąc na wczasach all inclusive. Drugi raz w życiu. Jak do tego doszło? Ufam, że znacie mnie na tyle dobrze, że zdaje się sobie sprawę, iż dobrowolnie nie zdecydowałbym się na taki wypoczynek. Jestem tutaj w ramach wycieczki na Kubę, której jestem pilotem. Po 7 dniach objazdu zaplanowano trzy dni wypoczynku w schemacie all – inclusive. Nie ma przy mnie narzeczonej, nie mam ze sobą znajomych, nie mam już pracy, która zaprząta mi głowę cały dzień. Cóż Wam robić? Obserwuje. Przechadzam się po ogromnym kompleksie hotelowy i podpatruje turystów. Po co? Chcę zobaczyć jak spędzają swój czas. Zaglądam im do talerzy, co jedzą? Wieczorem zasiadam z cygarem i daje je wodzić oczom za kolejkami do baru, w którym można zamówić wszystko „za darmo”, co piją? Wieczorem siadam w pokoju i spisuje co zobaczyłem. 

W poszukiwaniu straconego czasu. 

Hotel zaczyna żyć od godziny 7 rano. Wtedy otwiera się restauracja, w której można zjeść śniadanie. Zadziwiają mnie Ci wszyscy imprezowicze wstający rano i jak zombie zmierzający po kawę i jajka. Wybór jest potężny. Kubańczyk na śniadanie wypije kawę rozrobioną z czarną fasolą i kawałek chleba (o ile go znajdzie w piekarni, o ile piekarnia otrzymała od rządu niezbędne produkty do jego wytworzenia). Turysta może wszystko. Najpierw jajka przyrządzane przez kucharza. Tortilla albo jajko sadzone. Następnie na talerzu ląduje wszystko. Wędliny, sery, mnóstwo pieczywa. Czasami ktoś nałoży kilka warzyw albo, o zgrozo, owoc. Po właściwym śniadaniu należy się deser. Na talerzach lądują góry cukru. Niektórzy wybierają cukier z bitą śmietaną, cukier z bezą, cukier z polewą czekoladową, inny wolą kilka gałek lodów o smaku cukru. Do tego kawa rozpuszczalna i jesteśmy po śniadaniu. 

Co zrobić z czasem? Zazwyczaj odpowiedz jest łatwiejsza niż się wydaje. Plaża! Bierzemy ręcznik i spędzamy na niej cały dzień. Przy morzu zmyślni projektanci hotelu postawili budkę z alkoholem, w której możemy zacząć pić, bo przecież zapłaciliśmy dużo pieniędzy, więc musi się zwrócić. Kanadyjczycy, którzy stanowią 70 % turystów na Kubie, przyjeżdżają ze specjalnymi termosami termicznymi. Nie chce im się co chwilę chodzić do baru, proszą o dużego drinka do termosu i sączą go kilka godzin. Inni kursują z plastikowymi kubkami. Zaczyna się zabawa. Mimo, że to morze karaibskie to stosunkowo niewiele osób wchodzi do wody. Powszechna strategia to trójbój plażowy – moczenie nóg, picie alkoholu, leżak. Sielankę przerywa świadomość, że to już pora lunchowa. W sumie to po śniadaniu nie jestem jeszcze głodny, ale przecież zapłaciłem to pójdę, żeby się nie zmarnowało. Na lunch mogę wybrać pięć stanowisk z kucharzami: owoce morza z makaronem, mięso z grilla, ryba, makaron po włosku z wybranymi przeze mnie składnikami, pizza. Kiedy talerz się zapełnia siadamy. Po chwili pojawia się kelnerka i pyta czego się napijemy. Nie wybieramy wody, bo jest najtańsza, bierzmy piwo! Posiłek kończymy kopką cukru. Wracamy na plaże. 

Dzień kończy się szybko. Słońce zachodzi około 17:30. Co robić od 17:30? Tu zaczyna się prawdziwy powód naszego pobytu. Od 17:30 należy pić i dobrze się bawić. Hotel zapewnia show taneczne, teatr, dyskotekę, zabawy dla gości. Open bar pracuje nieustająco serwując najczęściej piwo i cuba libre. Młodzi Kanadyjczycy zaczynają robić zadymę już około 21. Zaczynają być nieznośni. Krzyczą, podskakują, wchodzą sobie na plecy i podjeżdżają pod bar, siadają na barze, podchodzą z szybą będącą elementem stołu w lobby hotelom i zamawiają po 20 drinków. Europejska muzyka elektroniczna gra do 23:30. Część osób uznaje to za koniec imprezy. Dla wytrwałych imprezowiczów to dopiero początek. Bar jest otwarty 24 h. Co jeśli Twoje picie przerwie poczucie głodu o 2:30 w nocy? Przecież nie pójdziesz na kebaba. Spokojnie, hotel ma dla Ciebie snack bar otwarty 24 h. Nie bój się. Pamiętaj, żeby wstać na śniadanie. Od 7 do 10. 

Iluzja szczęścia. 

Obserwuje twarze mijanych ludzi. Wymalowane jest na nich iluzoryczne szczęście. Wiedzą, że to ich wakacje, wiedzą, że ich znajomi tak je spędzają. Coś jest jednak z nimi nie tak. Wątpliwość zapijają i zajadają. Dzieciom podczas posiłku podstawia się pod nos tablet, przecież sami też chcemy zjeść, należy nam się jesteśmy na wakacjach. Jeśli dziecko nas denerwuje nie tylko przy stole to możemy je odstawić do baby care, czyli miejsca gdzie zajmą się nim niańki. Jeśli czas bez dziecka chcemy spędzić poza plażą to hotel oferuje siłownie, korty tenisowe, dwa olbrzymie kompleksy basenów, miejsce na lody, animacje w lobby hotelowym, naukę salsy, snack bar i open bar 24 h, fryzjer, centrum spa, kręgle, dom cygar, centrum nurkowe. Jest co robić. Dobrze sprawdzić przynajmniej połowę, bo przecież za to zapłaciliśmy. 

Szkoda tylko, że ten internet taki drogi i wolny. Turyści tłoczą się w lobby, że wrzucić chociaż jedno selfie i pochwalić się znajomym z „zimnych krajów”. Tamci odpisują: ale Ci zazdroszczę, Ty to masz życie. Często siedzą obok siebie pary. Zapominają o swoim istnieniu pochłonięci aktualizacją insta stories i opisów do zdjęć na fejsie. 

Werdykt

7, 10, 12 lub 14. Takie opcje wczasów all inclusive możemy zazwyczaj wybrać. Po co latać na Kubę czy Madagaskar na all inclusive? Przecież siedząc w hotelu nic nie zobaczysz, nie poznasz kultury kraju, nie dowiesz się jak żyją normalni ludzie. Zamknięty w turystycznym kloszu będziesz oddawał się kultowi konsumcjonizmu. A co jeśli może tego potrzebuje? Czy kiedy wszystko mamy podsunięte pod nos to możemy z dumą wykrzyknąć: oto definicja wakacji! Zarzekałem się, że nie będzie rozwagi w tym tekście. Zepsuły mnie jednak studia i muszę podjąć dyskusję z samym sobą. Co jest złego w all inclusive? Nikt nie każe Ci tak spędzać wczasów. Może pojechać sobie autostopem do Kazachstanu, łowić ryby w górskim potoku w Gruzji albo szukać małp w Ugandzie, proszę bardzo. Może ja wolę poleżeć przez tydzień i nic nie robić, bo na codzień zasuwam po 13 h na dobę, coś mi się od życia należy. Po co się czepiasz tego jedzenia? Z tym cukrem, zgoda, turyści przesadzają, nakładają mnóstwo szeroko rozumianych słodyczy, ale reszta. Daj spokój, nie ma tego w domu. Kiedy możesz wybrać na kolację 70 różnych dań. Boli Cię alkohol? Daj się ludziom wyszaleć, może tego potrzebują? Kanadyjczycy Ci przeszkadzają? Co Cię oburza? Może to, że są młodzi, a Ty juz czasy kiedy mogłeś pić do rana i nie mieć kaca, masz za sobą? 

Chciałem podjąć krytykę wakacji all inclusive, a wyszła mi ich obrona. Wydaje się, że to dobry rezultat. Świat nie jest zerojedynkowo, a jeżeli coś Ci nie odpowiada, to nie znaczy, że wszyscy muszą się z Tobą zgadzać. Jesteśmy indywidualnościami, które w różny sposób odpoczywają. Dobrze znaleźć złoty środek – wiedzieć co lubimy i czego potrzebujemy.

Przekonałem Cię do wczasów all – inclusive? Daj mi jeszcze chwile. Z książki Jennie Dielemans Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym:

Model all – inclusive upowszechnił się na Karaibach pod koniec lat osiemdziesiątych. Jak sugeruje nazwa oznacza to, że w cenę wyjazdu zostały juz wliczone pokój hotelowy, śniadanie, lunch, obiad, napoje, drinki, piwo, przekąski, wiele atrakcji sportowych i rozrywka. All – inclusive ma wiele odmian, w zależności od tego, co wliczono w cenę. Model karaibski zawiera w zasadzie wszystko […] Założono, że wszystko czego potrzebuje turysta ma znaleźć się na miejscu. 

Co w tym złego?

Nieważne co można dostać w najbliższej okolicy, przecież i tak wszystko jest w hotelu […] Skoro turyści zapłacili za jedzenie w hotelu, jeszcze zanim wsiedli do samolotu, niełatwo będzie ich przekonać, żeby wydali kilka dodatkowych peso w lokalnej restauracji. 

Model all – inclusive prowadzi do wyprowadzania zysków poza miejsce, gdzie zostały wygenerowane. Do określenia takiego procesu używa się dwóch sformułowań: leakage i linkage.

Termin linkage (z ang. sprzężenie) określa konsekwencje pojawienia się turystów dla życia mieszkańców  – postaci źródeł zarobków. Mogą to być lokalne restauracje, produkty rolne kupowane przez hotele czy organizacja czasu wolnego – działa to jak domino. Leakage (z ang. wyciek) oznacza pieniądze, które wyciekają i wracają do krajów, z których przyjechali turyści. 

Trzema najważniejszymi graczami w przemyśle turystycznym są linie lotnicze (które decydują o tym, dokąd, kiedy i za ile latamy), agencje turystyczne (które „opakowują”, reklamują i sprzedają podróże) oraz hotele, w których mieszkamy. Samoloty i agencje są niemal bez wyjątku w rękach zagranicznych właścicieli, czyli poza kontrolą miejscowości wypoczynkowej . Z hotelami bywa różnie – to czy dominuje w nich zagraniczny kapitał, zależy od regionu. 

Pieniądze wyciekają także na inne sposoby: Import towarów, na które zapotrzebowanie zgłosili turyści: jedzenie, napoje czy wyposażenie; wyprowadzanie dochody przez zagranicznych inwestorów, wynagrodzenia i podatki płacone poza miejscowością wypoczynkową – to wszystko składa się na leakage. Wielkość wycieku zależy od kraju i regionu, trudno znaleźć wiarygodne dane. Badanie, na które powołuje się ONZ- owski program środkowiskowy, szacuje rozmiar wycieku z Tajlandii na 70 %, co oznacza, że jedynie 30 % tego, co turyści wydali na wakacjach rzeczywiście zostaje w kraju. W Indiach jest to odpowiednio 40, a na Karaibach – 80 % […] Oczywiście, jeśli wykupiliśmy wakacje all- inclusive, wyciek jest największy.

Decyzję o formie swojego odpoczynku wybierzmy ze świadomością mechanizmu all – inclusive. 

  • No już miałam z Tobą polemizować ale na szczęście pojawiła się końcówka. Inna rzecz, może to specyfika Kuby a tam nigdy nie pracowałam, ale obsługując przez 8 lat turystów na AI zauważyłam, że sporo osób jednak chętnie zwiedza, wypożycza samochody, jeździ na wycieczki, poznaje kraj. Spotkałam wielu turystów na AI z bardziej otwartą głową i ciekawszych świata niż niejeden backpacker upijający się najtańszym piwem w Tajlandii w grupie innych backpackerów 😉

    • Bartłomiej

      O to to to! Bardzo dziękuje za komentarz. Warto czasem pozwolić sobie na myślenie kolorowe, nie tylko czarno- białe!

  • Myślę, że ważne jest, by osoba/osoby, z którymi się podróżuje, lubiła taki sam sposób spędzania urlopu, jak my 😉

    • Bartłomiej

      To prawda. Często zdarza się jednak, że pomysły na spędzenie wakacji są doskonale różne. Ona chce na wycieczkę, chce się czegos dowiedzieć, a on do piwa. Oczywiście działa to w dwie strony!

  • Adrian

    Ja osobiście zawsze wybieram all inclusive, jeżeli okolicę da się zwiedzać na zasadzie bazy wypadowej. Tak było na przykład w Meksyku, w którym z Playa Del Carmen pojedziesz bez problemu codziennie na każdą wycieczkę z cyklu „must-see”. A wycieczki te poprzeplatasz leniwymi dniami na plazy sącząc drinka, nie martwiąc się o leżaki i parasol i bez obawy, ze jak zostawisz na plazy rzeczy to Ci je jakis łapserdak gwizdnie 😉 Nie wybieram all inclusive jeżeli podróz ma charakter liniowy, jak np w USA, ktore zwiedzalem wg planu MIA-NOL-NYC-MIA.

    Wybór All Inc jest super wygodny i wcale nie pozbawia Cie mozliwosci skosztowania lokalnego jedzenia. Nie musisz się stołować w innej knajpie 14 dni z rzędu – tak tez lokalna spolecznosc nie zyje. Wystarczy kilka wypadów lub kolacja przy okazji wycieczki tzw fakultatywnej 😉 W ogóle to wydaje mi się, że caly hejt na AI jest produktem ludzi, ktorych na AI po prostu… nie stać i dlatego wyobrażają sobie, ze to polega na zapłaceniu z góry i korzystaniu WYŁĄCZNIE z oferty hotelu, podczas gdy rzeczywistość jest taka, ze robi się to dla wygody, a wszyscy potem, Ty ze swoim ciezkim plecakiem na plecach a ja tylko z kamerką go-pro w ręku spotykamy się pod tą samą piramidą i robimy te same zdjęcia. Moje kosztuje 150 USD a Twoje 20 USD…