Bez kategorii, Japonia
Leave a comment

Lizanie Japonii

Nie mogę powiedzieć, że Japonię lizałem przez szybę. Spróbowałem, ale cóż z tego kiedy po kilku pysznych kęsach trzeba było jechać na lotnisko. Za krótko!

Niby człowiek wiedział, ale się łudził

Z jednej strony nie spędziłem miesięcy nad przygotowaniem tej podróży, z drugiej żywiłem nadzieję, że pospaceruje po Tokio, Kioto, Osace i wrócę jako ekspert od Japonii. Błąd! Dla takiego kraju jak Japonia to nawet brak planu nie wydaje się dobrym planem!

No, ale ludzie kochani! Jak tu się przygotować? W Hiszpanii myślałem nad planem na Danię, w Danii szykowałem się do podróży do Chorwacji, a w Chorwacji próbowałem stworzyć jakikolwiek szkic na tę Japonię. A gdybym miał czas? No coś bym może więcej poczytał, ale jak przygotować się na miasto, którego populacja jest większa niż Polski? Może w tym atrakcyjność Tokio i w ogóle Japonii – w tej niedostępności?

Wielopiętrowy labirynt.

Japonię postrzegamy przez pryzmat stereotypów. Wizyta w Japonii pozwala stwierdzić, że działa to w dwie strony. Dochodzimy w ten sposób do szalenie skomplikowanej kwestii relacji Wschód – Zachód.

Nie czuje się w żaden sposób kompetentny żeby przeprowadzać kogokolwiek przez ten wielopiętrowy labirynt. Historia, kultura, religia, mentalność, organizacja społeczeństwa, język.

Spróbuje pochylić się wyłącznie nad kwestią językową, która jest barierą uniemożliwiająca kontakt obcokrajowców (gaijin) z Japończykami. Zacznijmy od tego jak skomplikowanym językiem jest język japoński. Opowie nam o tym Joanna Bator, autorka książki „Japoński wachlarz”:

Współczesny język japoński składa się z dwóch alfabetów fonetycznych zwanych sylabariuszami i około dwóch tysięcy chińskich znaków, czyli kanji; właściwie można doliczyć jeszcze nasz alfabet łaciński, który Japończycy też muszą znać, bo przypadki jego użycia często zdarzają się we współczesnej japońszczyźnie […] używa się zatem trzech różnych alfabetów i dodatkowo potężnego systemu znaków. Japończycy zazwyczaj piszą pionowo i od prawej strony kartki do lewej […]

No dobra, ale mają kible co podmywają i suszą tyłek, a po angielsku nie mówią? Sprawa skomplikowana. U Joanny Bator znajdziemy takie wytłumaczenie:

Japończycy uczą się angielskiego obowiązkowo przez dwanaście lat w szkołach, dokształcają się na kursach, których jest mnóstwo, ale na ogół nie potrafią się porozumieć w tym języku […] Wśród różnych hipotez najbardziej przekonującą wydaje się ta, która wini japoński system edukacji nastawiony na wkuwanie pamięciowe, co w przypadku próby przyswojenia obcego języka jest metodą wyjątkowo złą. Chyba ma też tu coś do rzeczy nieśmiałość Japończyków w kontaktach z obcymi; dodatkową blokadę stanowią niepewność umiejętności i lęk przed ośmieszeniem.

Dlaczego w ogóle zaciekawił mnie ten temat? Otóż próbowałem zapytać recepcjonistę w hotelu w Kioto o najbardziej podstawowe rzeczy – gdzie na sushi? gdzie pralka? – a tu nic. Chłop zdziwiony, że ktoś pyta w hotelu o takie rzeczy. Wyciąga telefon i zaczynamy zabawę w ” wujku przetłumacz”. Zdziwiło mnie to bardzo. W hotelu? Na recepcji? W szalenie turystycznym mieście? Nie była to jedyna sytuacja. W hotelach w Tokio próbowali mnie zbywać za każdym razem kiedy pytałem o coś więcej niż hasło do wifi. Podjąłem więc próby znalezienia odpowiedzi na to pytanie.

Pierwszy trop przyszedł niespodziewanie. Wyjechałem na ostatnie piętro Tokyo Metropolitan Building (jak będziecie się wybierać do Japonii to na pewno się dowiecie dlaczego akurat tam). Chodzę od okna do okna i co raz bardziej jestem onieśmielony tym miastem. Nagle zagaduje do mnie Japonka. Rzecz niespotykana! Na ulicy, w pociągu, w restauracji nie zdarzają się takie rzeczy. Zanim pomyślisz, że ten to ma szczęście to pozwól, że schłodzę emocję. Japonka – przewodniczka wolontariuszka. Pyta czy pomóc. Mówię, że ja to zawsze mam milion pytań. Który budynek, co Pana interesuje? A w sumie to mam inne pytanie: o co chodzi z językiem angielskim? Ale jaki ma Pan problem? No taki, że średnio mówicie, a taki macie rozwinięty kraj. Ale wie Pan, edukacja jest dobra, dzieci zaczynają się uczyć już jak mają 10 lat? Niech Pan młodych pyta, oni znają angielski! 10 lat? To trochę późno! U nas to od 5-6 albo i wcześniej, bo to przecież każde przedszkole ma teraz angielski.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo skomplikowany jest język japoński i ile czasu zajmuje jego opanowanie. Być może więc do 10 roku życia Japończycy pochłonięci są studiowaniem japońskiego. Jedno jest pewne: na pewno się uczą. Presja na zdobycie wykształcenia jest potężna. Najczęściej jej głównym prowodyrem są rodzice. Japoński system edukacji to jednak zagadnienie na inny tekst.

Przewodniczka z Tokyo Metropolitan Building poczuła się wyraźnie zakłopotana moim bezpośrednim pytaniem. Kiedy dodałem, że od niedawna mam uprawnienia do nauki języka angielskiego to miałem wrażenie, że chcę zakończyć rozmowę jak najszybciej. Popełniłem więc niestosowność. Jednym pytaniem doprowadziłem do tego czego Japończycy obawiają się ze strony obcokrajowców: lęku przed ośmieszeniem, niemożności odpowiedzi na postawione pytanie, braku asertywności tj. nieumiejętności powiedzenia stanowczego „nie”, co jest głęboko wpisane nie tylko w kulturę, ale i w samą strukturę języka japońskiego.

No, ale cóż. Szukałem innej okazji. Szukajcie, a znajdziecie. Zrobiłem pranie w hotelu, ale nie chciało wyschnąć, więc stwierdziłem, że zaniosę je wysuszyć do automatu w pobliżu hotelu. Wrzuciłem w mapy i cyk jest. Wchodzę, a tam za rzekomy automat robi starsza Japonka i młody Japończyk. Myślę se: w sumie spoko, zaraz coś pogadamy. Jak Pani nie będzie mówiła po japońsku, to ten młody na bank, przecież tak mówiła ta przewodniczka, nie? Młodzi to mówią po angielsku. Błąd. Ani ona, ani on. I se tak stoimy i klupiemy w telefony. A sprawa prosta: wrzucam równowartość 2 euro i po 20 minutach mam suche pranie. Wchodzi chłop. Pytam go od razu czy mówi po angielsku. A mówi, a pomoże, a tylko odbierze pranie i mi pokaże gdzie jest automat, bo akurat w stronę jego chaty, to mnie podprowadzi. Japończyk mnie podprowadzi i mówi po angielsku? No grubo! Szukajcie, a znajdziecie!

Wychodzimy z tej pralni i ja od razu do typa, że jest pierwszym Japończykiem, z którym mogę pogadać po angielsku. Oh, really? No tak, miałem takie problemy, tu nie mówili, tu był problem, o co chodzi? A typ do mnie, że jest nauczycielem języka angielskiego. O losie przewrotny! Opowiadam, że może to, że może edukacja, że w ogóle świetnie mówi, a on, że w USA mieszkał i wrócił do Japonii, bo lepsze życie w Japonii i nagle się orientuje, że wrzuciłem ciuchy do suszenia, gość się żegna i mówi, że z tym angielskim to: it’s a pitty, że szkoda. I znowu to samo: gość mimo, że mieszkał w USA, mimo, że był może trochę starszy ode mnie to był równie zakłopotany jak ta przewodniczka. Jakiś obcokrajowiec podważa ich system edukacji. Z perspektywy czasu myślę sobie, że mogło to być potraktowane jako atak personalny: ja uczę angielskiego, skoro podważać naszą umiejętność mówienia po angielsku to podważać moją pracę i jej sens. Ale to już domysły.

Ale o co chodzi?

No właśnie. Byłeś, zobaczyłeś, pojadłeś i wróciłeś. O co chodzi? Aj no właśnie! Ja to nie lubię tak polizać przez szybę. Po to uczę się hiszpańskiego żeby zagadać starszego pana w kawiarni. Po to uczyłem się rosyjskiego, że pogadać przy czaczy w Gruzji. Zdradzę Wam tajemnicę: większość moich przygód zaczyna się od prostego pytania: How You living here? Como la vida aquí? Kak Wy tu żyjecie? W Japonii nie ma opcji na takie podejście. Istnieje widzialna bariera językowa i niewidzialna bariera kulturowa. Nie pogadasz w taksówce, nie zagadniesz kelnera, nie zapytasz o nic w pociągu. W warstwie formalniej/ informacyjnej nie jest żle. Perony są opisane po angielsku, w wielu restauracjach dostaniesz menu po angielsku. Język angielski funkcjonuje w sferze publicznej. W Japonii wydaje się, że tam jest jego miejsce. Wszędzie tam gdzie mógłby się zawieruszyć jakiś gainjin tam stawiamy tabliczkę po angielsku. Nawet jeśli będzie to tylko informacja You are here, a cała reszta mapy będzie w chińskich znaczkach.

Co ja bym chciał? A sake się napić z Japończykiem na ławce w parku! A do onsenu (gorące źródła, łaźnia) se pójść z jakiś ziomkiem i pogadać o życiu. Chcieć se moge! Urok Japonii tkwi w tajemnicy, a Japończycy wydają się to skrupulatnie pielęgnować.