Felieton
komentarzy 5

FOMO nie wiadomo.

Przebodźcowanie.

Fomo – fear of missing out, strach przed tym, że coś nas omija.

A co gdyby?

Towarzyszy mi od dawna. Trochę jest z nimi jak z alkoholem. Świadomość problemu daje początek próbie jego rozwiązania.

Nie wpisuje się w precyzyjne definicje. Przebodźcowanie, rozumiane jako szum informacyjny, nie stanowi już dla mnie problemu. FOMO, rozumiane w kategoriach strachu przed przegapieniem czegoś w social mediach, wciąż mnie atakuje, a ja wciąż podejmuje walkę. Odkąd zakazano stosowania przyłbic jest coraz ciężej.

Borykam się jednak z tym zjawiskami na innych płaszczyznach. Robią rano yogę, zamykam oczy, a tam Madagaskar, otwieram oczy, resetuje wizję, zamykam, a tam Indonezja. W dwa lata odwiedziłem więcej krajów niż przeciętny człowiek w ciągu życia. Wydaje się, że mózg nie poradził sobie z ogromem bodźców, jakie przyjął. Wciąż je przetwarza, stara się je połączyć w jedną historię.

Przeprowadzam tu pseudo terapię, bo nie mam odwagi na prawdziwą. Przypadek dość ciekawy. Niewielu doświadcza tak radykalnej zmiany. Z pracy w szarej szkole publicznej do szalenie intensywnego świata turystki. Wszedłem w niego pewnie, nim się rozsiadłem dostałem obuchem w głowę i zawołano mnie do wyjścia.

A FOMO? FOMO w egzystencjalnym znaczeniu. Życie ucieka, przelatuje przez palce. Strach przed tym, że omija mnie coś co mógłbym robić w równoległej rzeczywistości bez wirusa. Gdzie bym teraz był? Co bym robił? Czy miałbym już kredyt? Czy moje wyjazdy doprowadziłyby do problemów małżeńskich? Czy znudziłoby mi się bycie w drodze? Czy marzyłbym o tym co mam teraz? Wzdychałbym do ciszy, nieśpiesznego życia w prowincjonalnym miasteczku na pograniczu polsko – niemiecko – czeskim? Czy byłbym szczęśliwy?

Błogosławieństwo/ przekleństwo internetu.

A jakby nas epidemia spotkała w czasach bez internetu? W sumie to spotkała, nie raz. Przywilejem naszych czasów jest nadmiar. Internetu mamy nadmiar. Korona wrzuciła nas w jego wir i nie pytała czy umiemy. Wielu szybko się nauczyło. Home officy, onlainy, cale, wideo konferencje. Niektórzy utknęli i nie wiedzą jak wybrnąć. Jest jednak i taka grupa, która wydaje się zapominać o oflajnie.

W mojej bańce jest praca zdalna na Maderze, hippisi na Teneryfie, Zanzibary i Meksyki. Czy pozwolić sobie na ból dupy, że ja nie mogę, że mnie tam nie ma? Może po prostu nie obserwować? Skupić się na takich, którzy mają gorzej i uznać, że w sumie to mam dobrze? Najlepszym rozwiązaniem wydaje się stare, sprawdzone: nie wiem. Internet daje nam wiele, ale i pokazuje jak niewiele możemy. W programach edukacyjnych dla polskich uczniów podkreśla się, że z internetu trzeba umieć korzystać, bo jest pełen zagrożeń. Pytałem ostatnio uczniów ile czasu spędzają przed telefonem, bo ja z 4 dziennie, co jest przerażające. No ja tu mam, panie Bartku, z 8 godzin średnio. Czy to źle? Można przecież słuchać muzyki przez 7 godzin, a na chwilę zawiesić się w orbicie instagramów?

Skończyłem lekturę książki „Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg” Nicholasa Carra. Powiedzieć, że jestem zaniepokojony to nic nie powiedzieć. Zmiany w mózgu spowodowane naszą intensywną aktywnością w internecie wydają się tematem tabu. Wszyscy o nich wiemy, ale udajemy, że nic się nie dzieje. Dlaczego opisy na insta powinny być krótkie? Bo w innym razie nie jesteśmy w stanie się skupić i lecimy dalej ze scrollowaniem. Pozwólcie, że powiem Wam co się dzieje: „doświadczamy właśnie odwrócenia intelektualnej ewolucji naszego gatunku. Z czcicieli wiedzy i mądrości jako przymiotu ścisłe związanego z osobowością znów stajemy się myśliwymi i zbieraczami, tym razem w elektronicznym lesie pełnym informacji”. To zabawne, że pisze o tym w internecie. To tak jakby rozmawiać o sekularyzacji podczas niedzielnej mszy. 

Czy nasze umysły będą płytkie? Będziemy się zaledwie ślizgać po powierzchni? Czy znowu przesadzamy? Baliśmy się sieci elektrycznej i nic się nie stało? Baliśmy się upowszechnienia samochodów i nic się nie stało? A może będzie jak z globalnym ociepleniem? Niby jest, ale udajemy, że nas nie dotyczy?

Lizbona

Obyś żył w ciekawych czasach.

Jak pisać o sensie by nie potknąć się o banał? Z kim rozmawiać o sensie? Jak żyć z sensem pod rękę? Nie wiem. Czy mogę napisać nie wiem? Wiem, że mogę, wiem, że powinienem, wiem, że nie wiem to dobra odpowiedź.

Obyś żył w ciekawych czasach. Pamiętajmy, że to klątwa, a nie życzenie.

  • A wiesz, że nie znałam okreslenia FOMO, aż dziwne, bo powinno być na górze w moim słowniku zaraz po pracoholiźmie, w który wpadam z braku możliwości podróżówania i bezsensu planowania. Mam wiele z tych pytań, które zadałeś w głowie, nie tylko ty zamykasz oczy i widzisz Indonezje i inne. Ja zasypiam i śnię o krainach, w których nie byłam, doszło do tego, że mój mózg zaczął mi podczas snu podsuwać koszmary podróżnicze – wiesz takie, że budzę się i myślę – boszzz jak dobrze, że jestem w swoim łóżku, a nie w Bangkoku. Czasem obserwuję moją bańkę, która ciągle w rozjazdach i zastanawiam się, a może ja jestem jakiś strachliwy człek? A może powinnam jechać? A może, a może, i wiesz co? Też nie wiem. Nie wiem, nie mam pojęcia, nie znam się …. zarobiona za to jestem po uszy. Czasem boję się, ze jak to wszystko minie to zapomnę jak to się robi, że wypadnę z rytmu, że będę się bała.

    • Bartłomiej

      Myślałem, że tylko ja jestem jakiś dziwny. Czytałem ostatnio książkę o pracy mózgu i wygląda na to, że sprawia on nam psikusy przenosząc klatki pomiędzy pamięciami. Nie wiem czy problem nie leży w tym o czym napisałam Marcin – bańka. To u nas ludzie latają na Zanzibary i Meksyki, to u nas cały czas coś się dzieje. W „normalnym” świecie masz 15 dni urlopu i chcesz odpocząć od ciągłego pędu, a nie pocić się chcąc poznać świat. Może trzeba zacząć terapię od odstawienia tych instagramów?

  • Piszesz, że przejechałeś w dwa lata więcej aniżeli wiele osób przez całe swoje życie. Najwidoczniej przejechałeś na mało, skoro masz nawroty stop klatek z miejsc, w których byłeś. Wiesz, że przez 13 lat przejechałem wiele niż niejedna wioska razem wzięta przez całą generację 😂 i doszedłem, na chwilę przed pandemią, do ściany, na której napisane było „odpocznij”. Ja więc patrzę na tę pandemię jako na jeden wielki odpoczynek, który daje mi szansę popatrzeć na samego siebie, na moją żonę, na to, co nas otacza. Więc może po prostu nie przejechałeś jeszcze wystarczająco, aby chcieć od tego odpoczywać. Nie wiem. Wiem za to, co bardzo mi pomogło w ostatnim czasie. Przez pierwsze miesiące pandemii czytałem dużo książek naukowych próbując ogarnąć ten zmieniający się świat. Aczkolwiek ostatnio zacząłem czytać dobre reportaże ze świata, czasami z miejsc, do których w ogóle nie dotarłem i którego nigdy mnie nie interesowały i mam wrażenie, że kilka godzin na sofie z papierem w ręku potrafi być dobrym substytutem. Kończąc – jestem realistą – realiści widzą świat i rzeczywistość i zakładają, że tak w tej chwili po prostu jest. Nie ma się co z tym kopać. Owszem, ja też widzę w naszej bańce ludzi w świecie. Zawsze będą tacy, którzy, choćby wiało i srało, ruszą w drogę, bo taka jest ludzka natura. Lekarstwo jest na to jedno – wyjść z tej bańki. Ja zmieniłem algorytm bańki – więcej teraz widzę roślin i chodzenia po górach, sportu, outdooru i Środkowej Europy. Nie mam lekarstwa na sprawy, o których piszesz, ale nie jesteś w nich sam 🙂 Pocieszmy się jednak, że to nie ebola, to nie średniowiecze i dżuma, klikamy sobie komcie pod naszymi tekstami w wygodnych domach i mieszkaniach, to nie Syria, Sudan, Afganistan, choć świat przewrócił się do góry nogami, nadal mamy przywilej komentowania tego z pozycji uprzywilejowanego świata, który póki co z głodu nie umiera.

    • Bartłomiej

      Gdyby ktoś wpadł tu z ulicy i poczytał te komentarze to prędko doszedłby do wniosku, że piszemy o bańce, komentując bańkę w obszarze bańki. Nie jest moim celem licytacja kto ile krajów zobaczył. Nie jesteś przeciętnym człowiekiem podróżującym. Myślę, że większość osób piszących blogi czy publikująca treści podróżnicze w internecie to osoby, które można zamknąć w szufladzie „osoby podróżujące ponad normę”.

      Pełna zgoda, że daleko do momentu kiedy powiem sobie: widziałem już wystarczająco długo, Kotlina Kłodzka, napalę w piecu, będę pisał poezję.

      Wiesz co było dla mnie zaskakujące? Nie miałem żadnej depresji, stanów lękowych czy intensyfikacji obaw po powrocie do Polski z rocznego pobytu w Hiszpanii. Przyszło mi to szalenie łatwo. Co więcej, znalazłem pracę, która satysfakcjonuje mnie w pełni.

      Lekarstwa na podróże szukam rzecz jasna w literaturze. U mnie jednak mocno wleciała pedagogika, historia, neurologia, powieści. Postanowieniem na kwiecień jest jednak zmiana kierunku. Nie wiem jeszcze na jaki.

      • „piszemy o bańce, komentując bańkę w obszarze bańki.” – celniej bym tego nie ujął!